Strona Pawlak&Tarka S.A. Culture and Society została stworzona przez dwóch studentów kulturoznawstwa, z myślą o szeroko pojętej kulturze, obejmującą także problematykę społeczną. Znajdziecie tutaj artykuły, newsy, recenzje, felietony i teksty publicystyczne, dotyczące kina, muzyki, literatury popularnej i nauk społecznych
Rammstein to zespół
metalowy, który wywołuje kontrowersje od wielu lat. Szokuje zarówno swoimi
tekstami, koncertami i świetnie wyreżyserowanymi teledyskami opisującymi dany utwór. Najnowszy
singiel grupy „Deutschland”, już zrobił swoje i wywołał burzę w niemieckich mediach.
Sekstet z Berlina. Od lewej u góry: Oliver Riedel, Christoph Schneider, Christian Lorenz, Paul Landers, Till Lindemann, Richard Kruspe.
Sama
zapowiedź najnowszego klipu zespołu wywołała mieszane uczuć. Niektórzy byli zachwyceni, inni zniesmaczeni. Ale czemu mam się dziwić? W końcu to Rammstein. Kontrowersje są mu potrzebne jak rybie woda.W zapowiedzi widzimy muzyków przygotowanych do egzekucji na szubienicy. Oburzenie opinii publicznej wywołały ich
kostiumy, gdyż byli oni ubrani w charakterystyczne więzienne pasiaki,
a na jednym z nich widnieje żółta Gwiazda Davida. Jeszcze, żeby było ciekawie, teledysk został zaprezentowany w
dzień 84 rocznicy premiery filmu propagandowego Leni Riefensthal, nadwornej reżyserki
Adolfa Hitlera, Triumf Woli. Przypadek?
No
i co my tu mamy? Reżyser teledysku, Specter Berlin, sprostał wyzwaniu w stworzeniu wyjątkowo ciekawego obrazu. Jest on zrobiony tak, jakbym oglądał najnowszy film
Ridley’a Scotta (twórcy m.in. Gladiatora,
Helikoptera w Ogniu, itp.). Panowie dbają o każdy szczegół, nie tylko w kwestii muzycznej, ale też i wizualnej - są komputerowo stworzone efekty specjalne, a bohaterowie ubrani w stroje z konkretnych epok. W swoim klipie,
Rammstein przedstawia nam historię swojej ojczyzny, Niemiec - od czasów
starożytnych, kiedy Rzymianie przybyli na te ziemie (widzę tu nawiązania do
wcześniej wspomnianego Gladiatora),
po średniowiecze, okres XIX i XX wieku, aż do czasów współczesnych i dalekiej przyszłości. Przyszłości, która według zespołu rysuje się w czarnych barwach. Naród
niemiecki został pokazany w charakterze ofiary i kata, lecz więcej w nim widać wytykanych wad niż zalet. Mamy tutaj też nawiązania do niechlubnych lat 30-tych XX wieku, które zapisały się na Czarnej
Liście historii Niemiec, czyli o epoce nazizmu. Cytując fragment tekstu: Deutschalnd, mein Herz in Flammen, will dich lieben und verdammen
(Niemcy, moje serce w płomieniach, chcę cię kochać i potępiać).
Jeśli chodzi o sam utwór, to jestem szczerze
zaskoczony. Chociaż panowie zapowiadali, że muzyka na siódmym albumie ma być melodyjna, bardziej od poprzednich, to jednak nie spodziewałem się, aż
tak melodyjnej piosenki. Gitarowy wstęp, przypomina mi wczesne dokonania Metalliki i Iron
Maiden. Mamy tu do czynienia z pełnokrwistym metalem, chociaż nie jest on
pozbawiony popowej chwytliwości. Piosenka trwa ponad 6 minut i 22 sekundy, jednak na potrzeby teledysku, wynosi ona aż 9 minut. W historii zespołu nigdy wcześniej nie pojawił się utwór trwający dłużej niż 5 minut.
Echa
nowego utworu Rammsteina nie milkną w ich rodzimym kraju. Niektórzy nawet twierdzą, że muzycy profanują pamięć ofiar holocaustu: Tym
filmem zespół Rammstein przekroczył granicę. Instrumentalizacja i trywializacja
Holocaustu, jak pokazano na obrazach, jest nieodpowiedzialna – takie słowa wypowiedział Bild Charlotte Knobloch, były prezes Centralnej Rady Żydów w Niemczech. Natomiast Komisarz ds. antysemityzmu
w Niemczech, Felix Klein stwierdził: Myślę,
że to profanacja i niesmaczne wykorzystywanie wolności artystycznej. Jak widać, w kwestii wywoływania kontrowersji, Rammstein nie ma sobie równych. Przynajmniej w Niemczech.
Fani
grupy czekają na nowy album już od ponad 10 lat. Ostanie wydawnictwo, Liebe ist fur Alle Da (Miłość jest dla wszystkich), ukazało
się 16 października 2009 roku, czyli bardzo, bardzo dawno temu. Po odsłuchaniu i obejrzeniu singla stwierdzam, że fani nie będę mieli ochoty przestać słuchać nowego krążka. Jeżeli nowe wydawnictwo będzie miało takie same hity jak singlowy Deutschland, a przypomnę tylko, że czekają nas premiery jeszcze 4 kolejnych singli, to możemy się spodziewać najlepszej płyty zespołu od ponad 15 lat, na
miarę Reise, Reise, lub Mutter.
Na
kolejną część przygód o inspektorze Harrym Callahanie musieliśmy czekać dwa
lata. W międzyczasie Clint po raz kolejny zasiadł w fotelu reżysera i nakręcił
dwa filmy –Breezy i Mściciel. Pierwszy z nich był
melodramatem, pierwszym tego typu filmem nakręconym przez Eastwooda, z Kay Lenz
i Williamem Holden w rolach głównych, który wywołał spore kontrowersje. Powodem
tego był brak Eastwooda w obsadzie aktorskiej, gdyż nie wystąpił w ani jednej
scenie.
Kadr z filmu Mściciel, 1973 r.
Mściciel natomiast
był dobrze przemyślanym i zrealizowanym westernem, łączącym w sobie elementy
thrillera. W tym obrazie, Clint ponownie wciela się w Człowieka Bez Imienia, z
tym że zwanego tym razem Nieznajomym, który przybywa do miasteczka Lago.
Właściciel lokalnej kopalni wynajmuje go do ochrony miasta przed bandytami,
którzy pragną zemsty na mieszkańcach miasta. Nieznajomy okazuje się być byłym
szeryfem Lago, który wiele la temu został brutalnie pobity przez bandytów. Tych
samych, którzy teraz zmierzają do Lago. Obok głównego aktora pierwszoplanowego,
w filmie wystąpili inni rozpoznawalni aktorzy (chociaż nie były to
hollywoodzkie gwiazdy), m.in. Geoffrey Lewis (jako Stacey Bridges, przywódca
bandytów, który zagra jeszcze w kilku produkcjach Malpaso), Verena Bloom,
Marianna Hill, czy Mitch Ryan. Krytycy nazwali ten film „Oklepaną fabułą o
nieznajomym, który wybija miasteczko”. Mściciel
(w porównaniu do Breezy), zarobił
16 milionów dolarów i okazał się wielkim przebojem, jednak nawet najwięksi fani
Eastwooda zaczęli zauważać wiele zapożyczeń i odniesień do Dolarowej Trylogii Sergia Leone.
Trailer filmu Mściciel, 1973 r
Tak
więc, klęska finansowa Breezy, oraz
artystyczna Mściciela, zmusiła Clinta
do ponownej współpracy z Warner Bros, które gotowe było zrealizować sequel
kolejnej części Brudnego Harry’ego. W
celu uniknięcia kolejnych kontrowersji, jak było to w przypadku pierwszej
części (posądzenia o sympatyzowanie z radykalnie prawicowymi ugrupowaniami), Warner
chciał złagodzić trochę film. Wszyscy, łącznie ze scenarzystami sequela
twierdzili, że złagodzenie postaci Harry’ego Callahana sprawi, że stanie się
jeszcze ciekawszy oraz bardziej przystępny dla kobiet, w wyniku czego zwiększy
się liczba par chodzących do kina. Rzecz jasna, Callahan nie mógł być łagodny
jak baranek, ale nieznaczna zmiana wcale mu nie zaszkodziła, a wręcz
przeciwnie.
Siła Magnum, jak
nosił tytuł drugiej części, przenosi nas parę lat po wydarzeniach z pierwszej
części. Inspektor Callahan prowadzi śledztwo w sprawie brutalnych zabójstw
dokonanych na przestępcach. Poszlaki prowadzą go do grupy fanatycznych
policjantów, działających ponad prawem, na własną rękę wymierzając bandytom
sprawiedliwość. Jak na ironię, można by rzec, że Callahan trafił na ludzi
podobnie myślących, jednak wcale nie jest przychylny działalności owych
szaleńców.
W
porównaniu do poprzedniej części, w Sile
Magnum Harry’emu zostaje przydzielony partner – Earl Smith, w którego
wcielił się Felton Perry. Czarnoskóry aktor stanowił celowy zabieg Warnera, aby
tylko złagodzić efekt, jaki wywołała słynna scena ze „śmieciem” w Brudnym Harrym.
Siła Magnum pojawiła się
w kinach 20 grudnia 1973 roku i pomimo braku kontrowersji po raz kolejny okazał
się wielkim finansowym sukcesem. Krytycy (jakże by inaczej), wciąż byli
nieprzychylni standardowej grze aktorskiej Eastwooda (szczególnie wcześniej
wspomniana Kael), lecz nawet oni nie mogli powstrzymać publiczności przed
pójściem do kina. Sequel zarobił w USA 20 milionów dolarów, czyli dwukrotnie
więcej od pierwszej części, co zazwyczaj nigdy się nie zdarzało. Sukces Siły Magnum złamał obowiązującą zasadę w
Hollywood, że sequel zwykle jest o połowę gorszy od oryginału i, co
najważniejsze, zarabia o połowę mniej. W przyszłości potwierdzi to Peter
Jackson, kręcą Trylogię J.R.R. Tolkiena Władcy
Pierścieni: Drużyna Pierścienia, którą przebije druga część Włada Pierścieni: Dwie Wieże, którą
przebije ostatnia część Władca
Pierścieni: Powrót Króla.
Po raz drugi w roli brutalnego inspektora Harry'ego Callahana. Kadr z filmu Siła Magnum, 1973 r.
Gdy
zakończono zdjęcia do kolejnej części Brudnego
Harry’ego, Clint zaangażował się w kolejny, nieco inny od poprzedniego,
projekt. W tym samym czasie wschodząca gwiazda Hollywood, Michael Cimino
(współtwórca scenariusza Siły Magnum)
stworzył scenariusz swojego debiutanckiego filmu, z myślą o Eastwoodzie. Miał
być to film drogi, którego gatunek rozpropagowali Dennis Cooper i Peter Fonda w
Swobodnym Jeźdźcu z 1969 roku.
Wszyscy teraz chcieli robić filmy drogi, w tym także Eastwood, zachwycony
scenariuszem Cimino. Problemy robiła za to wytwórnia Warner Bros, twierdząc, że
Piorun i Lekka Stopa, jak nosił tytuł
kolejny film, w którym miał zagrać, jest zbyt dziwaczny i pozbawiony
komercyjnego potencjału. Z tego powodu Eastwood zerwał umowę z Warnerem i
ponownie wrócił do United Artists, oferujący Malpaso umowę na dwa filmy. Natychmiast
podpisał umowę i zdjęcia do Pioruna i
Lekkiej Stopy rozpoczęły się w lipcu 1973 roku w stanie Montana i trwały do
końca września.
W
filmie Michaela Cimino, Clintwcielił
się w byłego złodzieja Johna „Pioruna” Doherty, uciekającego przed byłymi
wspólnikami. Dwaj członkowie gangu Pioruna – Red (George Kennedy) i Eddie
(Geoffrey Lewis) Uważają, że podczas ostatniego skoku na rządowy skarbiec w
Montanie, 7 lat wcześniej, złodziej wrobił ich i uciekł z łupem. John
niechętnie decyduje się nawiązać współpracę z napotkanym na swojej drodze
młodym tułaczem zwanym Lekką Stopą (Jeff Bridges).
Tym
razem w obsadzie aktorskiej, obok Clinta, pojawiają się Jeff Bridges. George
Kennedy i Geoffrey Lewis. Piorun i Lekka
Stopa wszedł do kin 22 maja 1974 roku i okazał się umiarkowanym sukcesem.
Zarobił około 9 milionów dolarów, czyli zdecydowanie mniej niż Siła Magnum. Należy jednak nadmienić, że
właśnie wtedy popularność zyskali Cimino i Bridges – Cimino nakręci 4 lata
później Łowcę jeleni, za którego otrzyma
dwa Oscary, a Bridges zostanie nominowany do Oscara za Najlepszą Rolę
Drugoplanową, przegrywając z Robertem De Niro w tej kategorii. Jednak dzięki temu
filmowi jego kariera aktorska nabierze rozpędu. Wszystko to sprawiło, że
Eastwood zaczął pracę nad kolejnym filmem, który w znacznym stopniu wpłynął na
jego późniejsze życie.
Sondra
Locke
Po
porażce Pioruna i Lekkiej Stopy, Clint
zajął się realizacją następnego westernu, pt. Wyjęty spod prawa Josey Wales. Nowy film przenosił nas do czasów
Wojny Secesyjnej.Josey Wales
(Eastwood), farmer ze stanu Missouri, dołącza do oddziału konfederatów
przysięga zemstę żołnierzom Unii po tym, jak ci wcześniej spalili mu dom i
zabili żonę z małą córeczką. Po przegranej przez konfederatów wojnie, Josey
musi liczyć tylko na siebie. Jako jedyny z oddziału Fletchera (John Vernon),
nie oddaje broni i dalej walczy z siłami Unii. Jego tropem podąża kapitan
Terrill (Bill MicKinney), który wcześniej zamordował rodzinę Walesa.
Sondra Locke i Clint Eastwood w filmie Wyzwanie, 1977 r.
Reżyseriom
miał się zająć Philip Kaufman, lecz szybko zrezygnował z powodu sprzeczek
między nim a Clintem. Powodem tego było zatrudnienie młodej aktorki Sondry
Locke, której kariera zaczęła powoli upadać. Dlatego Clint nalegał wręcz, aby
Kaufman zatrudnił ją do roli Laury Lee, dziewczyny, która zostaje uratowana
przez Walesa przed gwałcicielami. Aktorka parę lat temu ubiegała się o angaż do
filmu Breezy, lecz nic z tego nie
wyszło.
Teraz
Eastwood chciał ją mieć w obsadzie, mimo siedemnastoletniej różnicy wieku
między nimi (a może właśnie dlatego - on miał 46 lat, a ona 29). Kaufman nie
zgodził się na to, a ponieważ Eastwood był producentem, zatrudnił ją za jego plecami.
Jednak nie to spowodowało, że Kaufman stracił posadę reżysera przy Wyjętym spod prawa Josey Walesie, tylko
z powodu jego powolnego sposobu pracy. Eastwood zawsze kierował się zasadą:
„strzelaj od razu, a potem myśl”, a nie stylem polegającym na ciągłym
rozmyślaniu o swojej amunicji. W wyniku całego zamieszania, Kaufman wręczył
Eastwoodowi wypowiedzenie, a on sam zajął miejsce reżysera.
Wyjęty spod prawa Josey
Wales miał w sobie również podteksty moralizatorskie,
gdyż grał w nim Chief Dan George, Kanadyjczyk pochodzenia indiańskiego,
wcielając się w postać Samotnego Wilka, indiańskiego towarzysza Josey Walesa. Rola
wodza nadała filmowi odrobinę indiańskiej autentyczności, którą później
zobaczyć można w Tańczącym z wilkami, debiucie
reżyserskim Kevina Costnera z 1990 roku. W miarę jak rozwijała się akcja, Wales
i Wódz zbierają po drodze maruderów, co nadaje filmowi nieco symboliki
chrześcijańskiej – co zazwyczaj rzadko się spotykało w filmach Eastwooda, który
wyżej stawiał zemstę nad odkupienie.
Nowa
produkcja Malpaso zebrała mieszane recenzje krytyków (co w przypadku Eastwooda
stało się już normą), lecz odniósł sukces kasowy. Nawet magazyn „Time” obwołał
go jednym z dziesięciu najlepszych filmów roku 1976. Widzowie byli wniebowzięci
z powrotu Clinta do jego charakterystycznych ról: aspołecznego, cynicznego,
brutalnego i nieromantycznego samotnika, rzucającemu wyzwanie całemu światu. Zyski
z rozpowszechnienia filmu wyniosły 14 milionów dolarów.
Jedna ze scen bitwy w filmie Wyjęty spod prawa Josey Wales, 1976 r.
Zasadniczą
zmianą, jaka spotkała Clinta po premierze Wyjętego
spod prawa Josey Walesa, był oczywiście nowy związek z Sondrą Locke. W
przeszłości nie stronił on od krótkich, ale namiętnych romansów z aktorkami,
mimo iż od 1953 roku był żonaty z Maggie Johnson. Lecz romans z Locke rozwinął
się w poważny związek, który trwał 13 lat. Oczywiście, nie rozwiódł się z
Maggie, nadal pozostali małżeństwem (aż do roku 1984, kiedy Maggie wniosła do
sądu pozew rozwodowy). Locke przewinęła się przez czwtery kolejne filmy, w tym
pojawiła się w czwartej części Brudnego
Harry’ego, pt. Nagłe Zderzenie. Romans
między nimi trwa w najlepsze, przez co Eastwood nie był za bardzo zaangażowany
w produkcję trzeciej już części sagi Brudnego
Harry’ego, której tytuł brzmiał Strażnik
Prawa, choć w niektórych tłumaczeniach brzmiał on Egzekutor. W tej części, inspektor Callahan współpracuje z panią
inspektor Kate Moore (Tyne Daly), w celu rozpracowania grupy terrorystycznej,
która dokonała napadu na magazyn z bronią. Bandyci żądają wysokiego okupu, w
zamian za zaprzestanie swoich działań (nawiązanie do pierwszej części z
psychopatą, zabijającym ludzi i również żądającym okupu). Wielkim zaskoczeniem
był fakt, że nowym partnerem Harry’ego Callahana została kobieta, nowicjuszka,
która dopiero rozpoczęła pracę inspektorka policji San Francisco. Callahan,
znany ze swojej ksenofobii wobec odmiennego koloru skóry oraz seksizmu, teraz
wespół z przedstawicielką tzw. „słabej płci”, muszą powstrzymać wyjątkowo
niebezpiecznych przestępców. Jednak tym razem, trzecia część była monotonna,
męcząca i kiepsko zmontowana, scenariusz wcale nie porywał, a recenzenci, po
raz kolejny, nie zostawili na nim przysłowiowej suchej nitki. Jednak były też i
dobre strony, mianowicie odtwórczyni roli inspektor Kate Morre, Tyne Dayl,
wykorzysta rozgłos Strażnika Prawa do
własnego serialu o policjantkach Cagney i
Lacey. Przytoczę tutaj recenzję autorstwa Reksa Reeda z „New York Daily
News”: „Strażnik Prawa” jest już trzecim,
lub czwartym filmem o Brudnym Harrym z Clintem Eastwoodem odstrzeliwującym
ludziom głowy i siejącym spustoszenie, przy którym to będące dziełem Batmana to
pryszcz. To wyszło z mody lata temu wraz z mamrotaniem Eastwooda. Nie
wydawajcie pieniędzy, na pewno będą to puszczać w telewizji w Wielkanoc.
Żadna
z tych recenzji nic nie dała, ponieważ (jakby na złość krytykom) wierna
publiczność nie miała jeszcze dosyć Eastwooda w roli inspektora Callahana i
licznie poszła do kin. Strażnik Prawa (lub
Egzekutor) zarobił ponad 60 milionów
dolarów w kraju i podwoił tą sumę za granicą. Można by pomyśleć, że im więcej
pojawiało się złośliwych słów ze strony krytyków filmowych, tym więcej ludzi
szło na nowy film o Brudnym Harrym.
Żadna
z tych recenzji nic nie dała, ponieważ (jakby na złość krytykom) wierna
publiczność nie miała jeszcze dosyć Eastwooda w roli inspektora Callahana i
licznie poszła do kin. Strażnik Prawa (lub
Egzekutor) zarobił ponad 60 milionów
dolarów w kraju i podwoił tą sumę za granicą. Można by pomyśleć, że im więcej
pojawiało się złośliwych słów ze strony krytyków filmowych, tym więcej ludzi
szło na nowy film o Brudnym Harrym.
Zarówno
szefowie wytwórni Warner Bros, jak i Eastwood chcieli iść za ciosem finansowego
sukcesu Strażnika Prawa i wypuścić
kolejny film. Dlatego niecały rok później do kin wszedł, w pewnym sensie „klon”
Brudnego Harry’ego, czyli Wyzwanie. Postać grana przez Clinta,
detektyw Ben Schockley, jest zdecydowanym przeciwieństwem Harry’ego Callahana –
niepewny siebie gliniarz, podejmujący próbę walki z problemem alkoholowym. Shockley,
który otrzymuje zadanie eskortowania z Los Angeles do Phoenix świadka koronnego
Gus Mally (Sondra Locke). Śmieryelnie przerażona dziewczyna usiłuje przekonać Bena o grożącym im niebezpieczeństwie. Wkrótce wychodzi na jaw, że w całą sprawę zamieszana jest policja, a także skorumpowani urzędnicy wymiaru sprawiedliwości, którzy robią wszystko, aby para nie dotarła do celu. W międzyczasie pomiędzy policjantem a Gus rodzi się uczucie. Z początku pojawiły się problemy, gdyż producenci z Warner Bros chcieli by prostytutkę Molly zagrała Barbra Steisand. Lecz Eastwood się temu stanowczo sprzeciwi, argumentując wytwórni, że Streisand jest za stara do tej roli. Dlatego uparł się, aby powierzyć tę rolę Locke. Zdjęcia rozpoczęły się w kwietniu 1977 roku w stanach Nevada i Arizona. Nie było żadnych niespodzianek, jeśli chodzi o negatywne recenzje i rekordową liczbę sprzedanych biletów do kin. "New York Post" wyraził swoją opinię o filmie w trzech słowach: "Wyzwanie" to dno, ale jakie to miało znaczenie, skoro zarobił ponad 54 miliony dolarów tylko w okresie Świąt Bożego Narodzenia, a w późniejszym okresie ponad 100 milionów. Pod koniec lat 70-tych Eastwood miał dość postaci twardych gliniarzy i kowbojów. Chciał od tego wszystkiego odpocząć. Dlatego postanowił zaryzykować i spróbować pójść w zupełnie innym kierunku niż zazwyczaj i.... zagrać w komedii! CDN.
Od dłuższego czasu
znowu pojawiło się wiele plotek, dotyczących rzekomych aktów seksualnych wobec
dzieci ze strony Michaela Jacksona,
amerykańskiego artysty muzycznego, przez wielu uznawanego za „Króla Popu”. Minęło 14 lat od kiedy został całkowicie oczyszczony z tych zarzutów, jednak do
dnia dzisiejszego są osoby nie zgadzające się z tym werdyktem. Słusznie czy
nie, jednego jestem pewien. Mamy do czynienia z kolejną, wielką burzą medialną.
Michael Jackson - pedofil czy ofiara nagonki medialnej?
Michael Jackson zmarł 25 czerwca 2009 roku w swojej
rezydencji w Holmby Hills w Los Angeles. Nie znamy dokładnej przyczyny jego
śmierci. Dochodzenie policji wykazało, że w tę sprawę zamieszany był osobisty
lekarz Michaela, Conrad Murray, który podał mu zbyt dużą dawkę Propofolu. W chwili,
kiedy podano do publicznej wiadomości, że muzyk nie żyje, cały świat zamarł. Fani opłakiwali swojego ukochanego idola, a największe gwiazdy muzyki pop, w tym Madonna i Diana Rose, oświadczyły, że były
zdruzgotane nagłą śmiercią Michaela Jacksona. Jego najbliższa przyjaciółka, Elizabeth
Taylor powiedziała, że: Nie wyobraża
sobie życia bez niego. Żal wyrazili również Justin Timberlake, Britney
Spears i Paul McCartney. Nawet 44. Prezydent Stanów Zjednoczonych, Barack
Obama, złożył oficjalne kondolencje rodzinie i fanom Jacksona, podkreślając, że:
był wyjątkową ikoną muzyki pop,
prawdziwym artystą, pomimo pewnych tragicznych i smutnych aspektów jego życia.
W styczniu 2019 roku, na festiwalu Sundance, swoją premierę miał film dokumentalny produkcji HBO Leaving Neverland, w którym James Safenchuck i Wade Robson wyznali, że Michael Jackson molestował ich seksualnie. Po raz kolejny rozpętała się nagonka medialna na Króla Popu. Na wielu stronach internetowych i portalach społecznościowych wciąż wrze. Świat podzielił się na dwa obozy: obrońców muzyka i jego oskarżycieli. Ludzie, którzy jeszcze nie dawno opłakiwali muzyka, dzisiaj odcinają się od niego. Chociaż jeszcze 14 lat temu, nie dopuszczali do siebie informacji, że Jackson mógł wykorzystać seksualnie jakiekolwiek dziecko. Wystarczy tutaj
wspomnieć decyzje stacji radiowych w Kanadzie i Nowej Zelandii, które
zadecydowały, że nie będą już nigdy więcej puszczać przebojów Jacksona na
swoich antenach. Z kolei Mark Louis Vuitton, projektantka mody, zaprezentowała kolekcję
męską, poświęconą artyście, po czym 15 marca wycofała ją. Nawet jeden z twórców
amerykańskiego animowanego serialu The
Simpsons, Al Jean, powiedział, że odcinek Stark Raving Dad, który zadebiutował w 3. sezonie serialu, miał
posłużyć piosenkarzowi do jego obrzydliwych celów.
Echa
afery pedofilskiej dotarły również do Polski, gdyż Michael Jackson został patronem Amfiteatru na
Bemowie. Z początku miała to być ulica, lecz zdecydowano się
na Amfiteatr. Teraz, dyrektor Bemowskiego Centrum Kultury tak komentuje sprawę: Chciałbym uściślić kwestię patronatu.
Amfiteatr nigdy nie został oficjalnie nazwany imieniem Michaela Jacksona.
Uchwała Zarządu Dzielnicy Bemowo, któremu przewodził Burmistrz Jarosław
Dąbrowski, z 2009 r stanowiła o używaniu w przekazie medialnym nazwy Amfiteatr
im. Michaela Jacksona. Jesteśmy za zmianą patrona, ale tę kwestię, podobnie jak
zaprzestanie używania im. Michaela Jacksona, musi rozstrzygnąć Zarząd
Dzielnicy. Przyznam szczerze, że nie uważam za dobrą praktykę natychmiastowego
zastępowania starego patrona nowym. Oczywiście w perspektywie roku, czy dwóch
można rozważyć takie rozwiązanie. Uważam jednak, że przez pewien okres czasu
powinniśmy używać nazwy Amfiteatr Bemowo, aby nowy patron nie był obciążony
kontrowersjami wokół tego, którego zastąpił.
Wielu z wcześniej wymienionych sławnych ludzi, nie wypowiedziało się w obronie zmarłego muzyka. Oprócz Barbra Streisand, aktorki i piosenkarki, chociaż, nie wiem, czy można uznać je słowa za obronę. Streisand obejrzała dokument HBO i stwierdziła, co prawda, że opisywane w filmie historie mogą być prawdziwe, ale nie znaczy to, że Robson i Schafenchuck faktycznie ucierpieli. Komentując całą sytuację w magazynie „Times”, obwiniła m.in. rodziców rzekomych
ofiar, gdyż to oni ponoszą całkowitą odpowiedzialność za ich krzywdę. Stwierdziła m.in., że: wysłali (rodzice) ich na ranczo Jacksona, pozostawili bez opieki i pozwalali im spać w łóżku Jacksona, licząc zapewne na to, że ich dzieci zrobią potem karierę. Winię rodziców, którzy pozwalali swoim dzieciom z nim spać. Czy artystka swoją wypowiedzią broniła Jacksona czy bardziej mu zaszkodziła? Trudno udzielić na to dobrej odpowiedzi.
Inaczej można powiedzieć o części instytucji kulturowych, które nie ugięły się pod naporem oskarżeń wobec Jacksona. Dlatego
przedstawiciele Rock and Roll Hall of Fame postanowili, że Król Popu pozostanie
wśród wprowadzonych do galerii sław: Michael
Jackson został doceniony za muzyczną doskonałość i talent, a także trwały wpływ na rock 'n' rolla. Innymi słowy: MJ zmienił muzykę na zawsze. Takie
samo zdanie mają przedstawiciele muzeum figur woskowych Madame Tussaud. Zapowiedzieli, że wszystkie figury woskowe Michaela Jacksona pozostaną w ramach obecnych wystaw w Londynie, Nowym Jorku, Szanghaju i Sydney.
Trudno
jednoznacznie stwierdzić, kto mówi prawdę a kto nie. Czy uważam, że Michael
Jackson, jest obrzydliwym, pełnym okrucieństwa i pozbawionym skrupułów
pedofilem? Czy może jest niesłusznie oskarżany, skrzywdzony przez media
artystą? Szczerze, mówiąc nie wiem. Czy przekonały mnie argumenty ofiar
Jacksona? Szczerze, nie. Może dlatego, że obydwaj panowie odbywają swoje
światowe tourne po różnych telewizjach, radiostacjach i platformach
internetowych, przekonując innych do swoich racji. Szczególnie, że przez
całe życie bronili Jacksona wielokrotnie przed sądem, pod przysięgą zeznawali,
że nigdy nie byli jego ofiarami. A co ma do powiedzenia Jackson? A, no
tak. Przecież nie żyje od ponad 10 lat. Więc jak może się przed nami z tego
wszystkiego wytłumaczyć?
Z książek biograficznych i filmów dokumentalnych
przedstawiających życie i twórczość Michaela Jacksona można się dowiedzieć, że
nie miał on łatwego życia od najmłodszych lat. Większa część jego dzieciństwa
upłynęła na ciągłych próbach z rodzinnym zespołem The Jackson 5, w którego
skład wchodzili wszyscy starsi bracia Michaela. Grupę prowadził ich ojciec,
Joseph Jackson, surowy, wymagający ciągłej, ciężkiej pracy od swoich dzieci. Po
szkole, zamiast odpoczywać, Jackson wraz z braćmi musieli stawić się na
próbach, trwających do późnej nocy. Z powodu swojego nieszczęśliwego
dzieciństwa, Michael przez całe dorosłe życie zachowywał się jak "duży
dzieciak". Zapraszał na swoje ranczo Neverland dzieci, żeby mogły radośnie
przeżyć swoje dzieciństwo, bawiąc się razem z nim. Nie było to normalne
zachowanie, ale patrząc na jego wychowanie, trudno się dziwić.
Usuwanie na siłę dzieł artysty,
tylko dlatego, że „rzekomo” został oskarżony o pedofilię, jak zrobiły to radiostacje
muzyczne w Kanadzie i Nowej Zelandii, jest dla mnie dużą przesadą. Mamy tu do
czynienia z cenzurą. Moja definicja cenzury jest taka: Musimy ciebie (przeciętnego Kowalskiego) „ochronić” przed szkodliwym
wpływem tej osoby, lub rzeczy, którą stworzyła (książka, muzyka, film, itp.).
Nieważne, czy wiesz coś o nim i o jego działalności czy nie i tak nie pozwolimy na
to, żeby zatruwało ci to twój umysł. Wiemy o życiu o wiele więcej, niż ty sam i wiemy co jest dla ciebie najlepsze! Przypomina mi to praktyki państw autorytarnych. Albo działania nadopiekuńczych rodziców. Tak czy inaczej jest to złe dla samodzielnego myślenia każdego człowieka.
W dzisiejszych czasach wyjątkowo łatwo rzuca się słowa na wiatr. Ludzie często szafują słowami: faszysta, nazista, komunista, pedofil,
itp. Oskarżają każdego, bez zastanowienia się i, co najważniejsze, bez twardych dowodów.A słowo Pedofil nadużywane jest dzisiaj dość często, w
kontekście artystów, takich jak Jacksona oraz księży Kościoła Katolickiego (słusznie, czy nie, ale jednak). Wystarczy cokolwiek powiedzieć o rzekomych podejrzeniach
molestowania seksualnego przez kogoś sławnego na antenie telewizji czy
podzielić się swoim doświadczeniem na portalach społecznościowych (Facebook) i
już opinia publiczna zamienia się w hiszpańską inkwizycją, gotową spalić cię na
stosie. To czyste szaleństwo.
Malpaso
Company, Don Siegel i pierwsze próby reżyserii
Po
trzech latach pracy z Sergiem Leone w Europie, Eastwood wrócił do Stanów
Zjednoczonych z zamiarem stworzenia własnej wytwórni filmowej, w której mógłby
kręcić własne autorskie filmy. Ponieważ nabrał doświadczenia w branży, dobrze
wiedział, że własne produkcje zapewniłyby mu niezależność od pozostałych,
wielkich hollywoodzkich wytwórni. Innymi słowy chciał kontrolować własną
karierę. Dlatego założył wytwórnię filmową Malpaso Company, którą jeszcze przez
długi czas prowadził jego doradca finansowy Irving Leonard. Leonard był de
facto prezesem świeżo powstałej wytwórni, doglądał ksiąg rachunkowych i
występował w charakterze osobistego agenta Eastwooda. Clint natomiast wykorzystywał
jego zmysł do interesów, aby Malpaso rosło w siłę. Ostateczne decyzje
podejmował głównie Clint, lecz były one dopracowywane przez Leonarda.
Kadr z filmu Powiesić go wysoko, 1968 r.
Powiesić go wysoko,
był pierwszym westernem (i filmem), jaki wyprodukowała świeżo powstała wytwórnia Eastwooda, w
której również zagrał główną rolę. Ponieważ był jej głównym producentem,
Eastwood sam mógł wybrać reżysera, bez wtrącania się ludzi z zewnątrz. Wybór
padł na Teda Posta, człowieka, z którym już miał przyjemność pracować przy
serialu Rawhide. Clint potrzebował
kogoś, kto mógłby mu pomóc w poradzeniu sobie z przegadanym scenariuszem, a
dobrze pamiętał, jak Post sobie radził z dialogami, których zazwyczaj w
serialach telewizyjnych jest mnóstwo.
Historia
Powiesić go wysoko dzieje się w
Oklahomie w roku 1876. Jed Cooper (w tej roli Clint Eastwood, oczywiście)
zostaje omyłkowo wzięty za złodzieja i mordercę. Kapitan Wilson (Ed Begley) i
jego kompani postanawiają go powiesić bez wyroku sądowego. Jednak Cooper
zostaje odratowany przez ludzi sędziego Adama Fentona (Pat Hingle), który
proponuje mu posadę miejscowego szeryfa. Cooper rusza w pościg za swoimi
oprawcami, żeby wymierzyć im sprawiedliwość.
Film
nakręcono w niezwykle szybkim tempie i nie przekroczono wyznaczonego budżetu –
co stanie się znakiem rozpoznawczym Malpaso i sposobem pracy Eastwooda. Powiesić go wysoko weszło do kin latem
1968 roku i okazał się wielkim przebojem.
W pierwszej fazie rozpowszechnienia zarobił ponad 7 milionów dolarów, czyli
prawie pół miliona więcej niż ostatnie dzieło Siergia Leone. Sukces ten
sprawił, że Eastwood i Malpaso zaczęli liczyć się w niezależnej branży filmowej
lat 70-tych ubiegłego wieku. Mimo, iż krytycy wciąż lamentowali nad, ich
zdaniem, fatalną grą aktorską Eastwooda, nazywając film „Zamerykanizowanym
Człowiekiem Bez Imienia”, łagodzącym sceny przemocy, aby mogły się spodobać
szerszej publiczności.
Clint Eastwood i Richard Burton, kadr z filmu Tylko dla orłów, 1968 r
Mimo
sukcesu Powiesić go wysoko, Eastwood
zdawał sobie sprawę, że potrzebował znacznie większej ilości gotówki, aby dalej
realizować swoje projekty. Dlatego, w międzyczasie, zgodził się zagrać w paru
komercyjnych produkcjach, takich jak Tylko
dla orłów z 1968 roku, oraz Złoto dla
zuchwałych z 1970. Pierwszy z nich był typowym filmem akcji, w której
zagrał małomównego porucznika Morrisa Schaffera, który najpierw strzelał, a
potem zadawał pytania. Natomiast drugi Złoto
dla zuchwałych był połączeniem filmu przygodowo-wojennego z komedią. W
obydwu przypadkach Eastwood współpracował z gwiazdami tamtych lat, m.in. z Richardem
Burtonem (Tylko dla orłów), oraz
Tellym Savalasem, Donem Ricklesem i Donaldem Sutherlandem (Złoto dla zuchwałych). Obydwa filmy zarobiły razem ponad 20
milionów dolarów.
Plakat promujący Złoto dla zuchwałych, 1970 r
Wtedy
również nawiązał współpracę z Donem Sieglem, niezależnymreżyserem i montażystą, pracujący dla Warner
Bros, który w latach 30-tych był twórcą kilku krótkometrażowych filmów. Później
nakręcił Inwazję porywaczy ciał, jeden
z najbardziej niepokojących, a jednocześnie widowiskowych horrorów
sience-fiction klasy B. Ten horror zrobił na Clincie wielkie wrażenie i
zaproponował Sieglowi współpracę przy jego następnym filmach - Blef
Coogana, Muły dla siostry Sary, Oszukany, Brudny Harry oraz Ucieczka z Alcatraz.
Był
to początek wieloletniej współpracy między Clintem a Sieglem. Jeden z
nielicznych przypadków w amerykańskim kinie, kiedy reżyser i aktor tak często
ze sobą pracują, należy tutaj wymienić przykłady Johna Wayne’a i Johna Forda,
oraz Martina Scorsese i Roberta De Niro (którego później zastąpił Leonardo Di
Caprio). Współpraca między obydwoma panami układała się na tyle dobrze, że współpracowali
ze sobą do końca lat 70-tych.
Jednak
zanim przejdziemy do omawiania kolejnej charakterystycznej postaci, jaką
wykreował Eastwood, nie możemy nie wspomnieć tutaj o jego debiucie reżyserskim,
w którym pomagał mu właśnie Siegel. Pierwszy film Clinta Eastwooda nosił tytuł Zagraj dla mnie Misty i był to thriller
psychologiczny, opowiadający historię prezentera radiowego Dave’a Garvera
(Eastwood), puszczającego późną nocą w swojej rozgłośni senny jazz. Często
dzwoni do niego jedna słuchaczka - samotna i piękna Evelyn ( w tej roli Jessica
Walter), prosząc o odtworzenie kawałka Errolla Garnera pt. „Misty".
Dochodzi do spotkania, rozwija się znajomość - dziwne zachowanie dziewczyny
zaczyna upewniać widza o jej chorobie psychicznej. Scenariusz został napisany
przez Jo Heims, dawną przyjaciółkę Eastwooda z czasów, kiedy obydwoje pracowali
dla wytwórni Universal. Umowa z wytwórnią zobowiązywała Malpaso do całkowitego
sfinansowania produkcji filmu, co w praktyce oznaczało zaoszczędzenie każdego
dolara przez Eastwooda, dlatego plenery w Zagraj
dla mnie Misty kręcono w pobliżu wytwórni Malpaso, czyli w Carmelu w stanie
Kalifornia, gdzie mieszkał Clint.
Świeżo
upieczonemu reżyserowi nie przeszkadzało to w niczym, gdyż najważniejsze było
dla niego to, że mógł wreszcie zająć się reżyserią. Wspomagał go w tym Don
Siegel, który z resztą zagrał małą rólkę w filmie (barmana). Pomimo problemów,
jakie Clint napotkał z Universalem (szefowie wytwórni chcieli mieć pewność, że
film nie straci swojego komercyjnego potencjału), skończył zdjęcia w cztery i
pół tygodnia, w październiku 1970 roku, pięć dni przed czasem, dzięki czemu
udało mu się zaoszczędzić 50 tysięcy dolarów z przewidywanego dla tego obrazu
budżetu w wysokości 1 miliona dolarów. Zagraj
dla mnie Misty miał swoją premierę 3 listopada 1971 roku i zebrało same
negatywne opinie, nie tylko od krytyków, ale także i od fanów Eastwooda. Krytycy
dostrzegali w nim staroświecki klimat, przywołujący czasy, kiedy w kinach
samochodowych i podczas seansów nocnych furorę robiły thrillery o
prześladowcach trapiących ludzi (trzeba jednak przyznać, że Jessica Walter świetnie
wcieliła się w rolę niezrównoważonej psychicznie prześladowczyni). Widać było,
że Eastwood wiele zapożyczył od Alfreda Hitchcocka, szczególnie z Psychozy. Porażka komercyjna Misty wcale nie zniechęciła go do
tworzenia nowych filmów. Liczyły się tylko wyniki frekwencyjne w kinach, a te
były akurat całkiem niezłe.
Inspektor Harry Callahan
Prawdziwą
bombą, która podzieliła krytyków i sprawiła, że coraz więcej ludzi zaczęło
chodzić do kina na filmy z Eastwoodem w roli głównej, było pojawienie się
postaci Brudnego Harry’ego. Inspektor
policji z wydziału zabójstw z San Francisco, Harry Callachan tropi groźnych
morderców, nie stroniąc przy tym od przemocy. Nie ma żadnych zahamowań moralnych,
jeśli chodzi o wymierzanie sprawiedliwości na własną rękę. Dlatego tak
bardzo spodobał się on publiczności na całym świecie (inaczej było z krytykami,
oczywiście). Z początku Eastwood nie brał pod uwagę zaangażowania się w ten
film. Tak samo myślał Harry Julian Fink, scenarzysta pierwszej części serii o inspektorze
Callahanie, który widział w tej roli Paula Newmana, jednak ten odrzucił
scenariusz, gdyż uznał, że bohater za bardzo gloryfikował poglądy prawicowe,
lub wręcz faszystowskie. Kolejnym kandydatem do tej roli był Frank Sinatra,
który parę lat wcześniej pojawiał się w kilku filmach detektywistycznych i
odniósł spory sukces. Dlatego akcja miała dziać się w Nowym Jorku (dopiero
kiedy Eastwood zgodził się zagrać w filmie,
zmieniono je na San Francisco). Lecz Sinatra nie zgodził się na to, ze
względu na podły charakter głównego bohatera. Eastwood nie był wtedy brany pod
uwagę. Ze względu na brak znalezienia odpowiedniego aktora, Fink sprzedał prawa
do scenariusza telewizji ABC. Stacja zamierzała zrobić z tego film telewizyjny,
jednak szybko zrezygnowała z tego pomysłu, obawiając się, że tak potężna dawka
przemocy może tylko odstraszyć widzów. Dlatego odsprzedała go Warner Bros.
W końcu Eastwood, za namową Franka Wellsa, prawnika firmy, zgodził się zagrać główną rolę w filmie. Lecz nie chciał podejmować się reżyserii. Szczególnie, że Zagraj dla mnie Misty pokazało, że nie jest gotowy do wyreżyserowania tak skomplikowanego filmu. Dlatego po raz kolejny i ostatni, zaangażował do tego Dona Siegle’a. Zauważył za to w scenariuszu potencjał, a cechy głównego bohatera, które zniechęciły Sinatrę, przyciągnęły Clinta. W dodatku film miał zawierać sporą dawkę przemocy, pozwalając Callahanowi prężyć muskuły, pokazać ludziom, że jest twardzielem i nie straszny mu najgorszy bandzior z ulicy. Szczególnie, kiedy wymachuje swoim potężnym rewolwerem Magnum kaliber 44. Ważną różnicą między inspektorem Callahanem a Człowiekiem Bez Imienia, były cechy sadystycznego mordercy. Szczególnie widoczne jest to w scenie, kiedy Callahan dopada psychopatycznego zabójcę kobiet i dzieci Skorpiona i daje upust swojej wściekłości, przygniatając postrzeloną nogę psychopaty. Jak zauważył to krytyk filmowy Lawrence Knapp: Pościg Harry’ego za Skorpionem jest tak zaciekły, że staje się wręcz aberracją, chorobą tak głęboką, jak ta, która trawi Skorpiona. Skorpion jest sobowtórem Harry’ego.
Fragment jednej ze scen z filmu Brudny Harry ze słynną kwestią o "gnojku"
Akcja filmu dzieje się w San Francisco. Szaleniec o pseudonimie Skorpion (świetnie odegrana postać przez Andy’ego Robinsona) terroryzuje miasto, strzelając ze snajperki do ludzi z dachów budynków. Szantażuje władze miasta, że jeśli nie dostanie określonej kwoty pieniężnej, jego ofiar będzie więcej. Morderca lubi zostawiać zagadkowe wiadomości i wysyłać je policji, żeby zmylić tropy. Jedyną osobą, która go może powstrzymać jest inspektor Harry Callahan (Eastwood), znany ze stosowania niekonwencjonalnych metod wobec przestępców. Zawrotna
i pełna niespodziewanych zwrotów akcja jest głównym atutem tego filmu. No i
oczywiście postać inspektora Callahana, z którym
ludzie zaczęli się utożsamiać. Brudny
Harry pokazuje nam sytuację, w której stróż prawa ma do wyboru, albo
przestrzegać ustalonych reguł (nawet, jeśli nie mają one żadnego zastosowania
praktycznego) albo działać na własną rękę i wymierzać przestępcom
sprawiedliwość, co łączy się z ryzykiem przekroczenia pewnych granic. Callahan
widzi, jak władze miasta są umoczone w coraz to rosnącą korupcję, a policja
mięknie, przez co to złoczyńcy mają większe prawa od uczciwych obywateli. Czego
świadkami jesteśmy w scenie, w której inspektor spotyka się z adwokatem
Skorpiona, który tłumaczy mu, że morderca został wypuszczony, gdyż zostały
pogwałcone jego podstawowe prawa. W wyniku czego Skorpion porywa autobus
szkolny z dziećmi i Harry musi jeszcze raz go powstrzymać (tym razem na amen).
Fragment brutalnej sceny z Harrym Callahanem i Skorpionem
Jednak najbardziej szokującymi aspektami filmusą wyraźne aluzje do ówczesnej sytuacji politycznej
w USA. Brudny Harry został
zrealizowany w 1971 roku, kiedy męcząca już kraj wojna w Wietnamie osiągnęła
swoje apogeum. Ludzie mieli już dosyć przeciągających się walk i pragnęli
szybkiego zakończenia konfliktu. Narastały nastroje rewolucyjne, szczególnie w
społeczeństwie czarnoskórych amerykanów i latynosów, ludzie coraz bardziej zaczynali być
uświadamiani, że powinni walczyć o prawa i swobody obywatelskie. Powstawały
liczne filmy antywojenne, takie jak Łowca
Jeleni (1978) Michaela Cimino, czy Czas
Apokalipsy (1979) Francisa Forda Coppoli, a kariera największego
skandalisty w dziejach Ameryki Olivera Stone’a miała dopiero nadejść w latach 80-tych. Wszystkie te filmy posiadały wyraźny wydźwięk sprzeciwu wobec wojny i
przemocy. Brudny Harry na ich tle,
pasował jak pięść do nosa. Zwłaszcza, że wyrażał on przeciwne prawom
obywatelskim, prowietnamskie nastroje wielu Amerykanów. Symboliczną scenę tej
tezy jest ta, w której Callahan mierzy ze swojego Magnum kaliber 44 do
czarnego bandyty i prowokuje go, by spróbował podnieść z ziemi strzelbę i
wycelować w niego, wypowiadając słynną kwestię: Wiem, co sobie myślisz – „Strzelił 6 razy,
czy tylko 5”. Szczerze mówiąc, w tej całej zabawie, straciłem rachubę. Ale
zakładając, że to Magnum 44, który mógłby urwać ci łeb, musisz sobie zadać
pytanie: Czy mam dziś szczęście? Więc jak, gnojku?
Na
domiar złego, 37. prezydent Richard Nixon (skompromitowany przez aferę Watergate
parę lat później), zapowiedział, że trzeba radykalnie zacząć walkę z przestępczością.
Postać Harry’ego miała być, rzekomo, aluzją do przemówienia Nixona. Brudny Harry miał
swoją premierę 22 grudnia 1971 roku, trzy dni przed Świętem Bożego Narodzenia i
zaledwie miesiąc po premierze Zagraj dla
mnie Misty. Wszyscy krytycy, łącznie z wcześniej wspomnianą Pauline Kael z
The New Yorker (główna orędowniczka negatywnej krytyki filmów Eastwooda), która
pisała tak: Ten film zatarł różnicę
między dobrem a złem. Bardziej archetypiczny od większości produkcji, bardziej
prymitywny i odrealniony, z baśniowym odwołaniem do faszystowskiej
średniowieczyzny. Tradycyjnie,
obraz nie spodobał się krytykom, ale widowni, jak najbardziej. Dlatego od
momentu premiery, bił on rekordy popularności, stając się numerem 1 w pierwszym
tygodniu jego rozpowszechnienia, zarabiając 18 milionów dolarów w samych
Stanach Zjednoczonych, na świecie zgromadził ponad 60 milionów. W latach
70-tych, Eastwood był niezaprzeczanie jednym z najbogatszych aktorów w Stanach
Zjednoczonych, a jego majątek był dwa razy większy od ówczesnych hollywoodzkich
sław. Seria o Brudnym Harrym dodała
pewien powiew świeżości do kina policyjnego. Wcześniej, główne postacie
policjantów, jakie występowały w kryminałach np. Kojak, cechowały się dużą inteligencją i ogładą, a jeśli objawiała
się wśród nich przemoc, to tylko w przypadku skorumpowanych stróżów prawa.Główny bohater miał być postacią bez
skazy i zmazy, świecić przykładem dla reszty społeczeństwa. Rola Clinta Eastwooda
zmieniła takie postrzeganie. Inspektor Harry Callahan, podobnie jak wcześniej
Człowiek Bez Imienia, wpisał się na stałe do amerykańskiej popkultury, stając
się po raz ikoną męskości tamtych czasów. Każdy chciał być jak Harry Callahan,
twardy, odważny, bezkompromisowy wobec zbrodniarzy, którym trzeba wymierzyć
szybką karę. Wtedy właśnie utkwił w świadomości ludzi typ antybohatera,
walczącego z niedoskonałym, wątłym i skorumpowanym systemem sprawiedliwości. Ludzie
zapamiętali teksty, jakie pojawiły się w filmie, oraz niezwykłą charyzmę i
siłę, bijącą od Harry’ego, któremu mogli wybaczyć nawet okropne poglądy wobec
mniejszości rasowej (w filmie Callahan jest rasistą wobec czarnych, białych,
latynosow, eskimosów, itp.) czy nawet wobec kobiet.
Jan Englert (z lewej) i Wojciech Pszoniak (z prawej) w spektaklu Telewizji Polskiej Paradiso
Teatr Telewizji od zawsze
wzbudzał zachwyt u widzów. Od ponad sześćdziesięciu sześciu lat, Telewizja Polska (TVP) emituje na swoim kanale najlepsze telewizyjne spektakle teatralne,
stworzone przez najsłynniejszych polskich twórców. Najnowsze przedstawienie pt. Paradiso, w
reżyserii Andrzeja Strzeleckiego, przenosi nas do Polski w czasach
Dwudziestolecia międzywojennego, gdzie w wielu nocnych lokalach królował swingujący
jazz, szampan i piękne kobiety.
Rok
1939, kilka miesięcy przed II wojną światową. Najzamożniejsze osoby w II RP –
literaci, aktorzy, przemysłowcy, politycy i urzędnicy państwowi – goszczą w
lokalu kawiarniano-dancingowym w Warszawie, o nazwie Paradiso (miejsca
wzorowanego na słynnej warszawskiej Adrii). Jej właściciel Felicjan Drawicz
(Witold Dębicki), przyjmuje w swoim lokalu wiele znamienitych gości, w tym
także swojego przyjaciela, wypuszczony z obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej,
Władysław Wierzejski (Piotr Machalica), który podpisał lojalkę, byleby tylko
opuścić swoje więzienie. Teraz przyświeca mu jedyny cel - chce się zemścić za
swoje krzywdy na wiceministrze spraw wewnętrznych, Konstantym Barwińskim (Sławomir Orzechowski). To polityk wysłał skromnego literata do obozu.
Paradiso jest miejscem, gdzie podczas rozmów uwidaczniają się skomplikowane
siatki powiązań na styku biznesu i polityki.
Piotr Fronczewski, jako baron Witold Banicki w spektaklu Telewizji Polskiej Paradiso
Andrzej
Strzelecki przedstawia nam historie poszczególnych bohaterów, którzy w tym
samym czasie przebywają w lokalu Paradiso. Największym atutem spektaklu jest
oczywiście obsada. Reżyserowi udało się zaangażować do swojego spektaklu wielu
znamienitych aktorów i aktorek – m.in. Jana Englerta, Wojciecha Pszoniaka, Piotra
Machalicę, Piotra Fronczewskiego, Witolda Dębickiego, Ewę Wiśniewską, Sławomira
Orzechowskiego, Krzysztofa Tyńca i wielu innych. Na szczególną uwagę zasługują wybitne kreacje Fronczewskiego, Dębickiego, Machalicy, Sapryka i Englerta. Fronczewski wciela się w barona Witolda
Banickiego, który zaczyna popadać w coraz większe długi u właściciela Paradiso Felicjanowi Drawiczowi, a mimo wszystko ma jeszcze tupet zapożyczać się u niego na kolejne sumy pieniędzy. Tomasz Sapryk w roli sławnego
w dwudziestoleciu międzywojennym jasnowidza Stefana
Kossowskiego, świetnie oddaje cynizm i sarkastyczne zachowanie owej postaci. Również Piotr Machalica i Jan Englert idealnie odegrali swoje role - Machalica jako umęczony
psychicznie przez władze obozu w Berezie Kartuskiej Władysława Wierzejskiego,
który przybywa do Warszawy w celu dokonania zemsty na wiceministrze spraw
wewnętrznych - oraz Englert jako Kazimierz Orsza, aktor filmowy podlizujący się żydowskiemu producentowi filmowemu Maurycego Grunberga (czyli Wojciechowi Pszoniakowi) żeby tylko dostać rolę w jego najnowszym filmie. Natomiast Dębicki pełni rolę obserwatora, właściciela lokalu, który przygląda się całemu otoczeniu ze swojego biura. Swoimi celnymi ripostami, opisuje nam osobowość każdego z przybyłych gości. Naprawdę mógłbym tutaj rozprawiać nad rolą każdego aktora lub
aktorki, ponieważ wszyscy tutaj świetnie zagrali i każdy zasługuje tutaj na wzmiankę (zarówno pierwszoplanowi jak i
drugoplanowi), lecz zajęło by mi to dużo czasu.
Historia spotkań przedwojennej elity intelektualnej w
ekskluzywnym nocnym lokalu opowiedziana jest powoli i w ciekawy sposób, nie
pomija żadnych szczegółów, domykając każdy zaczęty wątek, aż do samego,
spektakularnego zakończenia. Strzelecki idealnie odwzorował każdy detal
swojego autorskiego przedstawienia, łącznie ze scenografią i pięknymi
kostiumami oraz z muzyką. To właśnie swingująca muzyka jazzowa, skomponowana
przez instrumentalistę klawiszowego Marka Stefankiewicza i zaśpiewana przez
Katarzynę Dąbrowską (grającą tu rolę gwiazdy wieczoru), wprowadza widza w
klimat tamtych czasów.
Mało jest na świecie
znanych aktorów, zajmujących się reżyserią. Są to m.in. Charlie Chaplin, Woody
Allen, George Clooney, Mel Gibson, Kenneth Branagh, Ben Aflleck, czy chociażby Olaf Lubaszenko. Jednak żaden z nich nie wywarł na publiczności takiego
wrażenia jak zrobił to Clint Eastwood, który przez wielu uznawany jest za
prawdziwy „symbol męskości” lub „symbol buntownika”.
Clint Eastwood, legenda amerykańskiego kina
88-letni
już Clint Eastwood, aktor, reżyser i producent filmowy, właściciel prywatnego
studia filmowego Malpaso Production, przez wiele lat był ignorowany, zarówno
przez poważnych krytyków filmowych jak i przez innych hollywoodzkich
gwiazdorów. Na pewno wpływ miał na to niezbyt bogaty warsztat aktorski, który
Sergio Leone, włoski reżyser Dobrego,
Złego i Brzydkiego, uznał za „bardzo oszczędny”. Większość aktorów w
tamtych czasach używała w swojej grze Metody Stanisławskiego, polegające na
realizmie psychologicznym postaci (innymi słowy aktor musi się wczuć w daną
postać). Natomiast Clint nigdy jakoś specjalnie nie wykazywał się chęcią
pokazania jakichś sztuczek, pozwalających mu wyrazić swoje emocje czy uczucia
wobec otaczającego go świata, jak robili to Jack Nicholson, Marlon Brando czy
Kevin Spaecy. Oczywiście jest ziarnko prawdy w tym, co mówili o nim krytycy
filmowi przez wiele, wiele lat (szczególnie przodowała w tym naczelna
dziennikarka The New Yorker Pauline Kael), że Eastwood niewiele wniósł do
szkoły aktorskiej, realizując wykreowany przez siebie w latach 60-tych XX wieku
wizerunek „prawdziwego macho”. Jednak większość jego filmów to lustrzane
odbicia samego Eastwooda, ukazujące jego prawdziwe życie, prawdziwe emocje, bez
udawania kogoś, kim się nie jest, bez dogłębnego studiowania charakteru
postaci, którą miał grać. Jest to człowiek, przeżywający życie, kręcąc filmy. Dzięki
jego niezwykłej wytrwałości i wyjątkowej charyzmie, Eastwood na zawsze wpisał
się w historię amerykańskiego kina. Nie można zupełnie pominąć jego wyjątkowych
umiejętności reżyserskich, dzięki którym udawało mu się tworzyć bardzo ciekawe
historie, a filmy z jego udziałem miały niebagatelny wpływ na współczesną
popkulturę.
Początki
kariery aktorskiej – Człowiek bez imienia
Clint
Eastwood rozpoczął swoją karierę aktorską od występów w serialach
telewizyjnych. Najpopularniejszym z nich był western Rawhide. Już wtedy, odtwarzany przez niego Rowdy Yates, dzielny
rewolwerowiec ścigający i zabijający bandytów, stał się jednym z najbardziej
znanych telewizyjnych kowbojów końca lat 50-tych i początku 60-tych XX wieku.
Kiedy zbliżał się koniec ósmego sezonu Rawhide,
Eastwood był już gwiazdą telewizyjną. To doświadczenie pomogło młodemu
Eastwoodowi poznać od środka działania branży filmowej. Wykorzystał spędzony
czas w telewizji jak szkołę filmową. Nie tylko nauczył się jak robić filmy, ale
też, przede wszystkim, jak robić je szybko i tanio, z różnymi wariacjami. Te
historie (które wiele lat później zobrazował Clint, już nie tylko w roli
aktora, ale i reżysera oraz producenta), miały logiczny początek, pełen akcji
środek i podnoszący na duchu, idealnie domykający wszystkie wątki koniec.
Clint Eastwood jako Rowdy Yates w serialu telewizyjnym Rwhide (1959-1966).
Lecz
z biegiem lat, ta rola zaczęła już go nużyć, dlatego zaczął rozglądać się za
innymi propozycjami. Dlatego propozycja zagrania w najnowszym filmie włoskiego reżysera
Sergio Leone, z nieba mu spadła, chociaż na samym początku nie był co do tego
przekonany. Szczególnie, że lata grania w telewizyjnym westernie sprawiły, że
Eastwood nie miał zamiaru grać w kolejnym tego typu filmie jeszcze raz. Czymś
absurdalnym wydawało mu się nawet kręcenie westernu w Europie. Jednak
scenariusz filmu nie był taki zły. Opierał się on na klasycznych japońskich
filmach samurajskich w reżyserii Akiry Kurosawy, takich jak Straż przyboczna. To przekonało Clinta
to przyjęcia propozycji od Leone i zaakceptowania małej jak na tamte czasy sumy
15 tysięcy dolarów gaży, plus pokrycia kosztów, pokrywających wszystkie wydatki
aktora na podróż w obydwie strony.
I
tak rozpoczęła się owocna współpraca między włoskim reżyserem a amerykańskim
aktorem, trwająca trzy lata, w ciągu których stworzono klasyki spaghetti
westernu – Za garść dolarów (1964), Za garść dolarów więcej (1965) i Dobry, zły i brzydki (1966). W 1964
roku, Clint po raz pierwszy w życiu miał wcielić się w głównego bohatera
wszystkich trzech filmów, czyli Człowieka bez Imienia. Samotnego, tajemniczego rewolwerowca,
człowieka praktycznie bez przeszłości i bez dającej się przewidzieć
przyszłości, który przybywa do wioski targanej konfliktem pomiędzy dwoma
gangami. Wyczuwając okazję do zdobycia fortuny, Bezimienny decyduje się zaognić
ów konflikt.
Eli Walach i Clint Eastwood, kard z filmu Dobry, zły i brzydki, 1966 rok
Fabuła
pierwszego filmu niewiele różniła się od przeciętnego westernu, jakie w tamtych
czasach pojawiały się w USA – do miasta przyjeżdża obcy kowboj, widzi złych
ludzi prześladujących dobrych, nie chce się opowiedzieć po żadnej ze stron,
jednak chęć zysku sprawia, że zostaje wciągnięty w konflikt, prawie zabity i
pozostawiony na śmierć, by potem wrócić i zemścić się na swoich oprawcach, przy
okazji ratując tych dobrych. Elementy takiego scenariusza było widać w wielu
filmach z Johnem Waynem.
Jednak
to co naprawdę przyciągało do dzieła Sergia Leone to nieocenzurowana
brutalność, duża dawka przemocy i czarnego humoru oraz surowy realizm tamtych
czasów. Można by rzec, że spaghetti westerny ukazywały prawdziwy, pozbawiony
jakiegokolwiek ugrzecznienia obraz Dzikiego Zachodu. Łamał on stereotypy
amerykańskich westernów, w których dobrzy bohaterowie unikali przemocy, a źli
ją preferowali. Ubrany w poncho i w kamizelkę z owczej skóry, z kapeluszem z
szerokim rondem na głowie i z cygarem w ustach, Clint wcielił się w jedną ze swoich klasycznych
postaci, jakie udało mu się wykreować, małomównego rewolwerowca z zabójczym
spojrzeniem. Leone perfekcyjnie zsynchronizował sceny akcji z wyjątkową,
podkreślającą wydarzenia muzyką, skomponowaną przez Ennia Moriricone, który
stał się stałym współpracownikiem reżysera, aż do jego śmierci w 1989 roku. Dzięki
subtelnym zbliżeniom, długim sekwencjom i eksperymentalnej muzyce
Morricone Za garść dolarów stał
się arcydziełem kina artystycznego.
Clint
tak wspominał styl westernów Sergia Leone: Amerykanin
może się wystraszyć takiego westernu jak „Za garść dolarów”, jego stylistyki.
Na przykład są tam ujęcia osoby, która zostaje zastrzelona. Nigdy nie filmuje
się strzelającego mężczyzny i tego dostającego kulkę. Zabrania tego kodeks
Haysa, taki jest wymóg cenzury. Robisz cięcie i najpierw masz strzelającego, a
potem faceta, który upada.
Pierwsza
część dolarowej trylogii, miała premierę 12 września 1964 roku i (w
przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych) odniosła sukces w Europie. Budżet
filmu wynosił ponad 200 tysięcy lirów, a zarobił ponad 3,5 miliarda lirów,
natomiast w USA zarobił ponad 14,5 milionów dolarów, mimo sceptycznych recenzji
amerykańskich krytyków filmowych.
Clint Eastwood - Człowiek Bez Imienia w charakterystycznym poncho, w kamizelce z owczej skóry, w kapeluszu z rondem i z cygarem w ustach. Kard z filmu Dobry, zły i brzydki.
Eastwood
zyskał status międzynarodowej gwiazdy, dzięki czemu mógł zakończyć nużącą go
już pracę nad Rawhide. Już wtedy dało
się zauważyć charakterystyczny styl gry Eastwooda. To właśnie Sergio Leone nazwał
sposób gry aktorskiej Clinta „bardzo oszczędnym”. To co najbardziej dało się
zauważyć u Clinta, to jego leniwy sposób poruszania się. Przypominało to reżyserowi
sposób poruszania się kota.
Rok
po premierze Za garść dolarów, Leone
zamierzał nakręcić jego kontynuację, pt. Za
garść dolarów więcej, a Eastwood zgodził się w nim zagrać. Lecz tym razem
miał dzielić scenę z dwoma innym amerykańskim aktorem Lee Van Cleefem (który
wcielił się w postać pułkownika Douglasa Mortimera) i pochodzącym z Mediolanu
Gian Maria Volontem (grający przywódcę bandytów El Indio). Główną osią fabuły
była rywalizacja Człowieka Bez Imienia z pułkownikiem Mortimerem, poszukującymi
zbiegłego bandyty El Indio. Podobnie, jak w przypadku pierwszej części, Za garść dolarów więcej kręcono we
Włoszech, Hiszpanii i w Niemczech Zachodnich (RFN).
Film
odniósł kolejny spory sukces w Europie, jednak w USA wciąż zbierał mieszane
recenzje, od negatywnych, piętnujących reżysera za gloryfikację przemocy, po
pozytywne, chwalące grę aktorską Eastwooda i pozostałych aktorów, a także za
realizację techniczną dzieła. Tym razem budżet wynosił 600 tysięcy dolarów
amerykańskich (Leone nawiązał współpracę z amerykańską wytwórnią United
Artists), a zysk przyniósł około 3 miliardów dolarów. Rola pułkownika
Mortimera, szukającego zemsty na El Indio za zamordowanie mu siostry, sprawiła,
że kariera Van Cleefa odżyła na nowo.
Plakat promujący trzecią część trylogii dolarowej, Dobry, zły i brzydki, 1966 rok
W
roku 1966, Leone podjął się nakręcenia ostatniej już części dolarowej trylogii,
pt. Dobry, zły i brzydki. Oprócz
Eastwooda i Van Cleefa, do obsady dołączył jeszcze kolejny amerykański aktor i
kolega Eastwooda Eli Wallach. Najdroższa produkcja United Artists wynosiła
ponad milion dwieście tysięcy dolarów, a zarobił 25 milionów. Jednak recenzje,
w przeciwieństwie do drugiej części, były całkowicie negatywne. Amerykańscy
krytycy zarzucali mu marną fabułę i zbyt nadmiernie rozciągnięty w czasie
(trwał ponad 3 godziny). Po wielu latach (dopiero po śmierci Leone) krytycy
docenili Dobrego, złego i brzydkiego za
wyrafinowaną wizję plastyczną i mistrzowską realizację.
Jednak
Eastwood zaczął odczuwać takie samo znużenie swoją rolą, jak było w przypadku Rawhide. Uważał, że scenariusz filmu
zawiera zbyt wiele dialogów i że jedynie postać Eli Walacha (Brzydkiego) miała
coś do zaoferowania, podczas gdy Dobry i Zły przypominały bardziej karykatury bohaterów
z poprzedniego filmu. W przerwach między ujęciami, Clint ćwiczył zamachy kijem golfowym, sygnalizując reżyserowi, że nie zależy mu już na filmie.
Popularność
trylogii sprawiła, że Sergio został zatrudniony przez amerykańską wytwórnię
Paramount Pictures w celu nakręcenia kolejnego westernu. Nie trudno się
domyślić, że kiedy zaproponowano Eastwoodowi po raz czwarty wcielenie się w
Człowieka Bez Imienia, odrzucił ją bez żadnego wahania. Lecz mimo wszystko, Eastwoodowi udało się stworzyć wyjątkowo charyzmatyczną postać milczącego, twardego i bezlitosnego łowcę nagród, która stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci w historii westernów i na zawsze wpisała się do amerykańskiej popkultury. CDN.