środa, 13 stycznia 2021

MeToo# - Sprawiedliwości stało się za dość?


Echa międzynarodowej akcji #MeeToo, nadal nie gasną. Wcześniej był przypadek przestępstw seksualnych, o jakie zostali oskarżeni Harvey Weinstein, Kevin Spacey oraz Woody’ego Allena. Niedawno miałem okazję przeczytać wiadomość o usunięciu Romana Polańskiego, z grona członków walnego zgromadzenia Francuskiej Akademii Filmowej. 


W 2020 roku, Roman Polański został pozbawiony honorowego miejsca wśród członków walnego zgromadzenia Francuskiej Akademii Filmowej, w związku z aferami seksualnymi z lat 70-tych. 

W związku z zarzutami o gwałt na aktorce Valentine Monnier, którego rzekomo, polski reżyser filmowy miał dokonać w roku 1975, a także ze względu na swoją niechlubną przeszłość (stosunek seksualny z 13-letnią Samanthą Geimer w roku 1977), środowiska feministyczne coraz częściej domagały się wyrzucenia go z gremium przyznającego nagrodę Cezara.

Podobny przypadek spotkał jakiś czas temu innego znanego reżysera z USA, Woody’ego Allena, który również został oskarżony o rzekome molestowanie seksualne swojej adoptowanej córki Dylan Farrow. Od tego czasu, mało który artysta wyraża chęć nawiązania współpracy z obydwoma panami. Wielu aktorów i aktorek publicznie wyraziło swoją dezaprobatę wobec nich, odmawia grania w ich filmach, a kilku nawet zadeklarowało, że żałuje współpracy. W przypadku Woody’ego Allena, sytuacja wydaje się być jeszcze gorsza, niż w przypadku naszego rodaka. Niedawno mogliśmy przeczytać artykuł w New York Times, że cztery największe wydawnictwa książkowe w Stanach Zjednoczonych, odmówiły podjęcia rozmów w sprawie wydania wspomnień Allena w formie autobiografii. Oznacza to, że przedstawiciele największych i najbardziej prestiżowych wydawnictw nie chcą, wręcz nie mają nawet najmniejszego zamiaru, poznać jego punktu widzenia. Zapewne ma to wszystko związek z coraz bardziej narastającą presją ze strony zwolenniczek (i zwolenników) MeToo#, jak również z rosnącymi konsekwencjami związanymi z poprawnością polityczną.

Można by rzec, że odmowa wydania autobiografii Allena, czy wydalenie Polańskiego z Francuskiej Akademii Filmowej, po tym, jak Akademia znalazła się w ogniu krytyki organizacji feministycznych po zgłoszeniu 12. Nominacji do nagrody Cezara dla filmu Polańskiego Oficer i szpieg (2019), nie jest wcale powód udowodnionej winy dwóm oskarżonym reżyserom. Jednym powodem, jest presja społeczna, jaką wywołuje choćby cień podejrzeń. Znamy tego typu przypadki z historii.

Krucjata MeToo#

Kiedy słyszymy w radiu lub oglądamy w telewizji wiadomości, które informują nas o popełnionych przestępstwach w branży rozrywkowej przez znanego artystę, naszą pierwszą reakcją jest zapewne szok. Nikt z nas nie spodziewał się, że nasz ulubiony raper, aktor czy malarz mógł w ogóle nawet spróbować dopuścić się przestępstwa na tle seksualnym. Jakoś łatwiej ludziom przyswaja się wieści o tym, jak ktoś z wcześniej wymienionych person np. zostaje zatrzymany przez policję za jazdę pod wpływem alkoholu lub narkotyków. Mówimy, że no cóż, miał gorszy dzień, lub po prostu załamał się, ma depresję, jest debilem, itp. Jednak, kiedy słyszymy o molestowaniu, lub gwałcie, wtedy przestajemy być na to obojętni.

Szczególnie widoczne jest to w społeczeństwie amerykańskim. Amerykanie wydają się mieć doświadczenie w tego typu sprawach. Znane były afery związane np. ze strzelaninami w publicznych szkołach i chęć udowodnienia, że za tym wszystkim stoją muzycy metalowi, śpiewający o szatanie lub sklepy z łatwo dostępną bronią. Gdy dochodzi do tragedii, amerykanie starają się jakoś pogodzić się z tą sytuacją i działają. W jaki sposób?

Na początku jest panika. Po panice przychodzi czas na refleksje… i szukanie kozła ofiarnego (zajmuje im to góra par dni, aż znajdzie się przywódca stada - wielki inkwizytor) i utworzenie ugrupowania, bądź kilku, który stałoby na straży moralności i zwalczałoby tego typu sytuację. A potem wszczyna się krucjatę! Oczywiście jesteśmy ludźmi cywilizowanymi i jak na XXI wiek przystało, nie mówimy tutaj o krucjacie, myśląc o średniowieczu, kiedy grupa bogobojnych ludzi szła na świętą wojnę, z ogniem i mieczem w ręku przeciwko muzułmanom, atakującym Jerozolimę. Chodzi o krucjatę moralną, w której to media widzą siebie w potrójnej roli - policjanta, sędziego i kata. 


Woody Allen, amerykański reżyser od wielu lat walczy ze swoją byłą partnerką, Mią Farrow, w związku z oskarżeniami o molestowanie seksualne ich wspólnej córki, Dyllan Farrow. 

Afera seksualna w Hollywood poruszyła problem traktowania kobiet w show biznesie, co przyczyniło się do powstania ruchu #MeToo. Hasztag ten został pierwszy raz użyty dość dawno, w 2006 roku przez Taranę Bruke na portalu społecznościowym MyScape, w ramach masowej kampanii wzmacniania poprzez empatię skierowanej do kobiet doświadczonych przemocą seksualną. Natomiast aktorka Alyssa Milano, tuż po aferze z Weinsteinem, zachęcała do rozpowszechnienia tego hasztagu w ramach kampanii uświadamiającej. Na Twitterze napisała:

Gdyby wszystkie kobiety, które były kiedyś molestowane seksualnie, napisały #MeToo w swoich statusach, być może udałoby się pokazać ludziom, jaką skalę ma to zjawisko.

Akcja #MeToo spowodowała, że kobiety otwarcie zaczęły mówić o swoich nieprzyjemnych doświadczeniach, nie tylko w środowisku filmowym, ale w ogóle w środowisku artystycznym. Wynikiem tego zatrzymano i postawiono zarzuty wykorzystywania seksualnego kobiet przez dwóm znanych komików Billa Cosby’ego i Louisa CK. Przypomnijmy również sprawę Harvey’a Weinsteina, znanego producenta filmowego, współtwórcę wytwórni filmowych Miramax, Dimension Films oraz The Weinstein Company. Producent został oskarżony przez ponad 70 kobiet o molestowanie i wykorzystywanie seksualne. Na liście jego ofiar znalazły się znane nazwiska, m.in. Angeliny Jolie, Gwyneth Pathrow, Ashley Judd i Nathalie Portman. To właśnie jego występki stały się przyczyną powstania akcji MeToo#. I nie przeczę, że ta sprawa wyszła wszystkim na dobre.

Oskarżeń ciąg dalszy – Sprawa Spacey’a, Polańskiego, Jacksona i Allena

Ale co mają w takim razie na swoją obronę Woody Allen i Roman Polański?
Co mogą powiedzieć Michael Jackson lub Kevin Spacey? 


W związku z oskarżeniami molestowania seksualnemu wysuniętymi przez aktora Anthony'ego Rappa, Kevin Spacey stracił posadę w serialu na platformie Netflix "House of Cards", a jego aktorska kariera została zrujnowana. 

Kevin Spacey, znany i lubiany aktor, m.in. z filmu American Beauty, czy z serialu produkowanego przez stację Netflix, House of Cards, został oskarżony przez 30 mężczyzn niestosowne zachowanie wobec nich. Błędnym posunięciem ze strony aktora było wydanie oficjalnego oświadczenia, w którym przeprosił młodszego aktora, Anthony’ego Rappa (który to właśnie jako pierwszy publicznie powiedział o tym, co Spacey uczynił… i przy okazji wyznał, że jest gejem!

Byłem przerażony historią, jaką opowiedział Anthony Rapp. Przyznam się, że nie pamiętam tego wydarzenia, bo miało zdarzyć się ponad 30 lat temu. Jeśli rzeczywiście tak było, bardzo przepraszam. (...) Ta historia zachęciła mnie do tego, by powiedzieć o innych rzeczach związanych z moim życiem. Miałem w swoim życiu relacje zarówno z kobietami, jak i mężczyznami. Kochałem mężczyzn, miałem z nimi romantyczne wzloty. Teraz wybrałem życie jako gej.

Cóż, jeżeli aktor liczył na wsparcie swoich kolegów i koleżanek, wspierających mniejszości seksualne, to niestety nie wyszło mu to na dobre. Media donoszą, co prawda, że jedna z ofiar nagrała całe zajście, lecz skoro tak było, to dlaczego (jak było w przypadku Weinsteina), nie upublicznił tego w Internecie? Skoro wiele osób tak robi, to czemu nie doczekaliśmy się taśm z dowodami? 


Znany i wpływowy hollywoodzki producent filmowy, Harvey Weinsten, został oskarżony o molestowania seksualne i gwałty przez ponad 70 aktorek, modelek i statystek. Jego sprawa sprawiła, że głośno zrobiło się o akcji #MeToo. 

Oskarżenia dotyczące molestowań i gwałtów, dotyczyły także innych sławnych artystów. W ciągu paru miesięcy, pojawiły się informacje, w których skrzywdzone kobiety oskarżyły takie osobistości sztuki filmowej jak Dustin Hoffman, Luc Besson, Geoffrey Rush, Sylvester Stalone, Bruce Willis oraz Morgan Freeman. Żadne z tych oskarżeń się nie potwierdziły.

Najbardziej zaskoczył mnie fakt oskarżenia Morgana Freemana. Ten spokojny, 81-letni już czarnoskóry amerykański aktor, ulubieniec publiczności na całym świecie, został oskarżony o molestowanie seksualne ponad ośmiu kobiet. Informacje podał serwis CNN, do którego właśnie owe kobiety się zgłosiły. Jedna z rzekomych ofiar, miała być molestowana podczas prac na planie filmu W starym, dobrym stylu, którego kręcenie rozpoczęto latem 2015 roku. Jednak, jak się później okazało, oskarżenia te były bezpodstawne i aktor został oczyszczony z wszelkich zarzutów, a stacja CNN została publicznie potępiona przez inne media, m.in. The New York Times, The Wall Street Journal i The Washington, wytykając stacji telewizyjnej łamanie podstawowych zasad dziennikarstwa. 

Podobnie wygląda sytuacja nieżyjącego już Michaela Jacksona. W styczniu 2019 roku, na festiwalu Sundance, swoją premierę miał film dokumentalny produkcji HBO, Leaving Neverland, w którym James Safenchuck i Wade Robson wyznali, że Michael Jackson molestował ich seksualnie. Na wielu stronach internetowych i portalach społecznościowych wciąż wrze. Świat podzielił się na dwa obozy: obrońców muzyka i jego oskarżycieli. Ludzie, którzy jeszcze nie dawno opłakiwali muzyka, dzisiaj odcinają się od niego. Chociaż jeszcze 14 lat temu, nie dopuszczali do siebie informacji, że Jackson mógł dopuścić się molestowania seksualnego nieletnich.

Tak naprawdę nie ma żadnych upublicznionych dowodów, które wskazywałyby na ich winę. Nie dostaliśmy żadnych materiałów video, czy taśm z głosem Jacksona, na których widzimy lub słyszymy, że rzeczywiście zrobili to, o co są oskarżani. Jeśli tymi sprawami zajmowali się dziennikarze śledczy, to również nie przedstawili żadnych wyników swoich śledztw. Co zamiast tego robią? Otóż starają się, krok po kroku, usunąć pamięć po artystach. Muzyka Michaela Jacksona jest bojkotowana w wielu radiostacjach, praktycznie bez żadnego konkretnego powodu. Wystarczy tutaj wspomnieć decyzje stacji radiowych w Kanadzie i Nowej Zelandii, które zadecydowały, że nie będą już nigdy więcej puszczać przebojów Jacksona na swoich antenach. Z kolei Mark Louis Vuitton, projektantka mody, zaprezentowała kolekcję męską, poświęconą artyście, po czym 15 marca wycofała ją. Nawet jeden z twórców amerykańskiego animowanego serialu The Simpsons, Al Jean, powiedział, że odcinek Stark Raving Dad, który zadebiutował w 3. sezonie serialu, miał posłużyć piosenkarzowi do jego obrzydliwych celów. Usuwanie na siłę dzieł artysty, tylko dlatego, że rzekomo został oskarżony o pedofilię, jak zrobiły to radiostacje muzyczne w Kanadzie i Nowej Zelandii, jest dla mnie dużą przesadą.


Michael Jackson, nazywany "Królem Popu", wielokrotnie był oskarżany o molestowanie seksualne w stosunku do osób nieletnich. Nawet po jego śmierci, ciąży na jego legendzie piętno pedofila. 

Ludzie nie zadają pytań, ani nie szukają dowodów na niewinność Jacksona, lecz zamiast tego, rozpowszechniają na cały świat film produkcji HBO Leaving Neverland. Po premierze filmu, niemal wszyscy uznali go za obrzydliwego pedofila, a echa tej afery dotarły także i do Polski, ponieważ patronem Amifteatru, który znajduje się na warszawskim Bemowie, został właśnie Jackson. Teraz władze dzielnicy Bemowo chcą zmienić swoją decyzję, tłumacząc się, że Amfiteatr powinien zmienić swoją nazwę, gdyż jej patron jest obciążony oskarżeniami o pedofilię. Chociaż władzom nie przeszkadzało to, że oskarżenia tego typu wysunięto w stronę Jacksona, z których został on oczyszczony już w roku 2004.

Jak natomiast zareagowali fani Króla Popu? Czy zadali sobie trochę trudu i przyjrzeli się tej sprawie bliżej? Nie. Przyznali rację rzekomo pokrzywdzonym. W wyniku czego, czołowi przedstawiciele pozarządowych organizacji związanymi z prawami człowieka (w tym również MeToo#), uznali, że pamięć po zmarłym już dawno artyście muzycznym powinna zostać usunięta raz na zawsze.

Jak już wcześniej wspomniałem, sprawa Polańskiego, związana z wydarzeniami, które odbyły się w latach 70-tych ubiegłego wieku, ciągnie się za reżyserem aż do dnia dzisiejszego. Przypomnijmy całą tę sytuację. W 1977 roku, w mieście Los Angeles w stanie Kalifornia, Roman Polański, wciąż przeżywający śmierć swojej żony Sharon Tate, brutalnie zamordowanej w 1969 roku przez gang Charlesa Mansona, proponuję sesje zdjęciową do francuskiego magazynu Vogue 13-letniej dziewczynie, Samanthcie Geimer (umówmy się, na zdjęciach z tamtych lat, rzeczywiście nie przypominała 13-latką). Młoda dziewczyna wierzy naiwnie, że współpraca z Polańskim otworzy jej drogę do kariery modelki lub aktorki. I owszem, dziewczyna stanie się niedługo sławna, ale nie w ten sposób, w jakby chciała.

W swojej autobiografii, Dziewczynka, życie w cieniu Romana Polańskiego, dokładnie opisała co zaszło między nią a dużo starszym polskim reżyserem. Polański zabrał ją do domu Jacka Nicholsona (z którym łączyła go długa przyjaźń od czasu prac na planie filmowym Chinatown), w którym to Polański odurza ją narkotykami, a następnie dochodzi między nimi do seksu oralnego i analnego. Wybucha wielki skandal. Reżyser zostaje aresztowany, ale nie ma co liczyć na uczciwy proces. Żądny sławy sędzia nie przejmował się ugodą, jaką ten zawarł z prokuraturą – prawdopodobnie planował wsadzić go za kraty, więc reżyser uciekł do Francji.

Jednak sama zainteresowana w swojej książce napisała wprost, że nie stawiała oporu, a wręcz przeciwnie. Chciała zaimponować Polańskiemu, kłamiąc mu, że brała już narkotyki i uprawiała seks, a także i to, że ma już skończone 17-lat. Jednak po całym zajściu, dziewczyna była oszołomiona i nie wiedziała jak się ma dalej zachować. W 1988 r., za namową jej matki, złożyła pozew cywilny przeciwko Polakowi. Ostatecznie ten wypłacił jej odszkodowanie – sześciocyfrowa kwota trafiła na konto ofiary. Pomimo całego wydarzenia, Samantha broni dzisiaj Romana Polańskiego, a nawet prosiła amerykański wymiar sprawiedliwości, aby zostawił go w spokoju.

To, co jednak mnie najbardziej zastanawia to fakt, że matka młodziutkiej wtedy Geimer nie zrobiła nic, żeby temu zapobiec. Były to lata 70-te, w których ludzie doskonale pamiętali lata 60-te – wszyscy brali narkotyki, pili duże ilości alkoholu i uprawiali seks na potęgę i to bez zabezpieczenia. Wiedzieli o tym wszyscy, którzy mieszkali w Hollywood, również sąsiedzi wielkich gwiazd. Nikt mnie nie przekona, że matka Samanthy nie wiedziała o tym, że czterdzoestoparoletni reżyser filmowy zaprosi niepełnoletnią dziewczynkę do domu swojego przyjaciela, który w dodatku, był znany z organizowania w swoim domu małych imprez narkotykowo-seksualnych (Nicholson był z tego dobrze znany) i będzie jej robił tylko zdjęcia do magazynu modowego. Pomimo, iż minęło parę ładnych lat, kiedy sprawa powinna ulec przedawnieniu, amerykański wymiar sprawiedliwości nie ustępuje i pomimo licznych apelacji, nie uniewinnił Polańskiego z wcześniej stawianych mu czynów. To wszystko rzutuje na jego karierę do dziś. 


Samantha Gailey, pomimo głośnej afery, jaka wyniknęła w latach 70-tych, od wielu lat broni Romana Polańskiego w mediach. 

W tym roku, Francuska Akademia Filmowa zrobiła w swoich szeregach szeroko zakrojone czystki. Ponad osiemnaście osób zostało wydalonych, w tym Alan Terzian, były przewodniczący FAF oraz producent filmowy Thomas Langmann, oskarżony o nękanie swojej żony. Polański również został wydalony z FAF, chociaż sprawa jest o tyle skomplikowana, że jeszcze we wrześniu 2020 roku, Polański oraz Lagmann, zostali przyjęci do gremium decydującego o tym, kto zasiądzie w zarządzie najważniejszych francuskich nagród filmowych, jako historyczni członkowie. W przypadku polskiego reżysera sprawa wiązała się z 12. Nominacjami do Cezarów dla jego najnowszego filmu Oficer i szpieg, który do kin wszedł pod koniec ubiegłego roku. To wywołało publicznie oburzenie, w wyniku czego, w listopadzie, aktorka Valentine Moonier oskarżyła Romana Polańskiego o gwałt. Na łamach Le Parisien opisała, że w 1975 roku, gdy miała 18 lat, filmowiec miał ją najpierw pobić, a później zgwałcić. Po ogłoszeniu listy nominowanych do Cezarów, członków Akademii Sztuki i Techniki Filmowej bardzo krytykowano za chęć nagrodzenia kogoś oskarżonego o przemoc seksualną. Początkowo w obronie nominacji dla filmu Romana Polańskiego stał przewodniczący FAF, Alain Terzian. Twierdził, że Akademia nie powinna wydawać moralnych sądów i oddzielać twórczość od prywatnego życia artysty. Lecz, z powodu nasilających się protestów aktywistów, cały zarząd organizacji podał się do dymisji.

Woody Allena też w tym wszystkim siedzi po uszy. A właściwie musi w tym wszystkim siedzieć, czy tego chce, czy nie. Czy molestował małą dziewczynkę w przeszłości, czy nie, to nie ma znaczenia. Ludzie się o tym dowiedzieli i rozpętała się wielka afera. Czy jednak decyzja czterech największych wydawnictw książkowych w Stanach Zjednoczonych o niewydaniu autobiografii reżysera, w której sam zainteresowany przedstawiłby swoje zdanie na temat całej tej sprawy i miałby jakąś szansę obrony, jest dobra? Ja uważam, że jest zła. I to bardzo. Jednak nie oznacza to, że jakby doszłoby do sfinalizowania umowy i książka Allena ujrzałaby światło dzienne, to uznam, że wszystko co w niej napisał jest w 100% prawdą. Ludzie, którzy go nie lubią i tak nie uwierzą. Ale co z ludźmi postronnymi? Neutralnymi? Czy oni nie chcą poznać, co ma do powiedzenia w sprawie oskarżeń? Panie Farrow przedstawiły swoje argumenty w najważniejszych amerykańskich dziennikach telewizyjnych i już znamy ich stosunek do amerykańskiego reżysera. Czy nie mamy prawa dowiedzieć się co tak naprawdę Allen sądzi o tym wszystkim? Według Czterech Największych Wydawnictw Książkowych w USA… Nie. A przynajmniej oni nie przyłożą do tego swoich rąk.

Emocje prawdę powiedzą?

To, co jednak wydaje mi się najgorsze w tym wszystkim, że tego typu niegodne czyny (jeśli do nich rzeczywiście by doszło), rzutują na to, że ludzie przestają myśleć racjonalnie. Jakiekolwiek dzieło sztuki, film lub piosenka, które kiedyś stało się światowym hitem i miało wielkie znaczenie dla współczesnej popkultury, teraz w odbiorze społecznym nie jest mile widziane. Ludzie nie tylko nie chcą słuchać płyt muzycznych, ani oglądać filmów czy obrazów, ale chcą je wymazać z pamięci. I są zdolni do tego, aby wszyscy, nawet ci, którzy nie są zaznajomieni z tematem, również o tym nie usłyszeli, ani tego nie zobaczyli.

Szczególnie można to zauważyć na wielu filmowych forach, kiedy pojawia się jakaś wzmianka o filmie wyżej wymienionych artystów, niektóre osoby od razu wypowiadają się na ten temat mniej więcej tak:

Dlaczego na tym forum wstawiacie link z filmem, wyreżyserowanym przez tego pedofila? Jak można wstawiać na tej grupie filmy lub informacje związane z tym „przestępcą”? Przecież ten człowiek (Allen, lub Polański), skrzywdzili tyle osób, że też ktoś ich filmy jeszcze chce oglądać. To jest żenada!

Lub coś takiego:

Bardzo dobrze, że temu gnojowi udało się postawić zarzuty (ponownie, zależy czy mówimy o Polańskim czy np. Spacey), miejmy nadzieję, że nigdy już o nich nie usłyszymy.

Problem pojawia się wtedy, kiedy ktoś z przeciwnego obozu ma argumenty, które podważają ich teorie, albo tłumaczą im, że dzieło sztuki danego artysty nie ma nic wspólnego z jego czynami. Wtedy do takich ludzi to nie dociera, zamiast tego, starają się wmówić mu, że jest adwokatem diabła. Oczywiście nie wiadomo do końca, tak naprawdę, kto ma rację. Nie można od razu z góry uznawać, że jedna strona ma rację, a druga się myli. Lecz teraz, wyraźnie widać, że ludzie wierzący w oskarżenia obydwu panów, żądają sprawiedliwości. Burza, jaka rozpętała się wokół osób zamieszanych w rzekome próby molestowania czy napaści seksualnych, jest ogromna i trwa do dnia dzisiejszego. Trudno się temu dziwić. Wszystko ma swoje plusy i minusy.

Na pewno dobrą stronę całej tej sytuacji, która zaowocowała powstaniem ruchu MeToo#, jest to, że ludzie zaczynają otwarcie mówić o tym, co się dzieje w show businessie, ponieważ jest wiele przykładów molestowań seksualnych stażystek, aktorek, itp. Dowiedzieliśmy się o tym wszystkim zbyt późno, ale zawsze coś. Pod tym względem, rok 2017 okazał się być przełomowym, gdyż złamał pewien bardzo ważny temat tabu, którego nikt wcześniej nie poruszał. Z drugiej strony jednak, mamy do czynienia, jak to zwykle bywa, z masową histerią ludzi. Dzieje się tak, kiedy ci normalni, niemogący nawet marzyć o sławie i bogactwie, przedstawiciele tzw. klasy średniej dowiadują się, że osoby z show businessu, znane i lubiane, jednak mogą zrobić coś złego. Ich ulubieni aktorzy, reżyserzy i muzycy, ludzie będący często autorytetami, z których chcą brać przykład, mogą być niewyżytymi seksualnymi maniakami. Problem jednak pojawia się wtedy, kiedy mamy do czynienia, powtórzę to słowo: z rzekomymi podejrzeniami o dokonaniu przestępstwa na tle seksualnym.

I teraz, całe, bardzo wrażliwe, społeczeństwo szuka dobrej recepty (tzw. złotego środka), który mógłby zapobiec dalszym tego typu straszliwym czynom. Cóż, ludzie myślący, doskonale zdają sobie sprawę, że nie da się uchronić wszystkich od wszelkiego zła. Osobiście bardzo bym tego chciał, ale dobrze wiem, że nie wystarczy tak tylko powiedzieć, czy wprowadzić w życie jakąś ustawę, polityczny manifest jak zrobili to Szwedzi w roku 1972, tworząc tzw. Rodzinę Przyszłości. Albo pójdźmy jeszcze dalej. Wprowadźmy przymusową kastrację wszystkich mężczyzn. To oczywiście jest żart, i zdecydowanie lekka przesada, chociaż wiele feministek pewnie by się ucieszyło na samą myśl o tym. Inaczej byłoby w przypadku normalnych kobiet.

Ludzie łatwo ulegają manipulacji. Bardzo łatwo. Po prostu nie myślą wtedy samodzielnie. A jak histeria, to w grę wchodzą emocje. Dobrze wiemy, że emocje mogą być pozytywne, ale i też negatywne. Często charakteryzują się tym, że pojawiają się nagle, zawsze łączą się z pobudzeniem somatycznym oraz tym, że mogą osiągnąć dużą intensywność. Nawet, jeśli jest są tylko przejściowe. Emocje często nacechowane negatywnymi konotacjami są dość powszechne i bywają najczęściej złymi doradcami. Nie ma tutaj już miejsca na normalną, mądrą i rzetelną dyskusję. Wystarczy wspomnieć o słowach Matta Damona, który w programie ABC krytycznie wypowiedział się o akcji #MeToo. Powiedział coś takiego:

Myślę, że to ważny moment, w którym kobiety czują się na tyle pewnie, że głośno opowiadają o tym, co je spotkało. To bardzo ważne. Jednak trzeba pamiętać, że jest różnica między poklepaniem po tyłku, a gwałtem czy molestowaniem. Obie rzeczy powinny zostać skonfrontowane, ale nie można ich do siebie porównywać. Żyjemy w czasach poprawności politycznej, ale chyba nikt z nas nie jest idealny.

Nie trzeba było długo czekać na reakcję członkiń ruchu #MeToo, które uznały go za osobę, delikatnie mówiąc, niepoczytalną, lub za kolejnego wroga kobiet. Przekazy medialne ukazują nam obraz sławnych i majętnych ludzi w negatywnym świetle i robią to w taki sposób, że odbiorcy aż kipią nienawiścią. Są nią tak nabuzowani, że gdyby tylko zobaczyli kogoś takiego na ulicy, albo, jak w przypadku Damona, ktoś wypowiedziałby publicznie słowa, z którymi się nie zgadzają, to natychmiast doszłoby do publicznego linczu. Nie tylko dokonaliby samosądu na jego ciele, ale także i na duszy.

Ludzie związani z #MeToo powoli zamieniają się w fanatycznych żołnierzy inkwizycji, gotowych potępić o oskarżyć każdego, kto nie zgadza się z ich zdaniem. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja, kiedy większość społeczeństwa (szczególnie widoczne jest to w Stanach Zjednoczonych), popiera tego typu akcje organizacji pozarządowych. To się tyczy również niektórych działaczy politycznych związanych Lewicą. Przypomina to działalność hiszpańskiej inkwizycji, która została powołana do walk z heretykami w XV wieku (która wbrew temu, co głoszą niektórzy, podlegała władzy świeckiej, a nie kościelnej) i której to metody często potępiali właśnie czołowi przedstawiciele lewicowych partii. Sami upodabniają się do ludzi, których tak potępiali i przysięgali, że nigdy będą stosować ich metod. Jednak, jak możemy się przekonać, są takimi samymi hipokrytami, lub nawet i gorszymi. A tego typu podejście bardzo źle wróży, jeśli chodzi o kondycję moralną naszego społeczeństwa. Jeżeli będziemy opierać się tylko na emocjach i zapomnimy całkowicie o zdrowym rozsądku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

MeToo# - Sprawiedliwości stało się za dość?

Echa międzynarodowej akcji #MeeToo, nadal nie gasną. Wcześniej był przypadek przestępstw seksualnych, o jakie zostali oskarżeni Harvey Weins...