Echa międzynarodowej akcji #MeeToo, nadal nie gasną. Wcześniej był przypadek przestępstw seksualnych, o jakie zostali oskarżeni Harvey Weinstein, Kevin Spacey oraz Woody’ego Allena. Niedawno miałem okazję przeczytać wiadomość o usunięciu Romana Polańskiego, z grona członków walnego zgromadzenia Francuskiej Akademii Filmowej.
W 2020 roku, Roman Polański został pozbawiony honorowego miejsca wśród członków walnego zgromadzenia Francuskiej Akademii Filmowej, w związku z aferami seksualnymi z lat 70-tych.
W związku z zarzutami o gwałt na aktorce Valentine Monnier, którego rzekomo, polski
reżyser filmowy miał dokonać w roku 1975, a także ze względu na swoją
niechlubną przeszłość (stosunek seksualny z 13-letnią Samanthą Geimer w roku
1977), środowiska feministyczne coraz częściej domagały się wyrzucenia go z
gremium przyznającego nagrodę Cezara.
Podobny
przypadek spotkał jakiś czas temu innego znanego reżysera z USA, Woody’ego Allena, który również został oskarżony o rzekome molestowanie seksualne swojej adoptowanej córki Dylan
Farrow. Od tego czasu, mało który artysta wyraża chęć nawiązania współpracy z
obydwoma panami. Wielu aktorów i aktorek publicznie wyraziło swoją dezaprobatę
wobec nich, odmawia grania w ich filmach, a kilku nawet zadeklarowało, że
żałuje współpracy. W przypadku Woody’ego Allena, sytuacja wydaje się być
jeszcze gorsza, niż w przypadku naszego rodaka. Niedawno mogliśmy przeczytać
artykuł w New York Times, że cztery
największe wydawnictwa książkowe w Stanach Zjednoczonych, odmówiły podjęcia
rozmów w sprawie wydania wspomnień Allena w formie autobiografii. Oznacza to,
że przedstawiciele największych i najbardziej prestiżowych wydawnictw nie chcą,
wręcz nie mają nawet najmniejszego zamiaru, poznać jego punktu widzenia.
Zapewne ma to wszystko związek z coraz bardziej narastającą presją ze strony
zwolenniczek (i zwolenników) MeToo#, jak również z rosnącymi konsekwencjami
związanymi z poprawnością polityczną.
Można by rzec, że odmowa wydania autobiografii Allena, czy wydalenie Polańskiego z Francuskiej Akademii Filmowej, po tym, jak Akademia znalazła się w ogniu krytyki organizacji feministycznych po zgłoszeniu 12. Nominacji do nagrody Cezara dla filmu Polańskiego Oficer i szpieg (2019), nie jest wcale powód udowodnionej winy dwóm oskarżonym reżyserom. Jednym powodem, jest presja społeczna, jaką wywołuje choćby cień podejrzeń. Znamy tego typu przypadki z historii.
Krucjata MeToo#
Kiedy
słyszymy w radiu lub oglądamy w telewizji wiadomości, które informują nas o
popełnionych przestępstwach w branży rozrywkowej przez znanego artystę, naszą
pierwszą reakcją jest zapewne szok. Nikt z nas nie spodziewał się, że nasz
ulubiony raper, aktor czy malarz mógł w ogóle nawet spróbować dopuścić się
przestępstwa na tle seksualnym. Jakoś łatwiej ludziom przyswaja się wieści o tym, jak ktoś z wcześniej
wymienionych person np. zostaje zatrzymany przez policję za jazdę pod wpływem
alkoholu lub narkotyków. Mówimy, że no cóż, miał gorszy dzień, lub po prostu
załamał się, ma depresję, jest debilem, itp. Jednak, kiedy słyszymy o
molestowaniu, lub gwałcie, wtedy przestajemy być na to obojętni.
Szczególnie
widoczne jest to w społeczeństwie amerykańskim. Amerykanie wydają się mieć
doświadczenie w tego typu sprawach. Znane były afery związane np. ze
strzelaninami w publicznych szkołach i chęć udowodnienia, że za tym wszystkim
stoją muzycy metalowi, śpiewający o szatanie lub sklepy z łatwo dostępną
bronią. Gdy dochodzi do tragedii, amerykanie starają się jakoś pogodzić się z
tą sytuacją i działają. W jaki sposób?
Na
początku jest panika. Po panice przychodzi czas na refleksje… i szukanie kozła
ofiarnego (zajmuje im to góra par dni, aż znajdzie się przywódca stada - wielki inkwizytor) i utworzenie ugrupowania,
bądź kilku, który stałoby na straży moralności i zwalczałoby tego typu
sytuację. A potem wszczyna się krucjatę! Oczywiście jesteśmy ludźmi
cywilizowanymi i jak na XXI wiek przystało, nie mówimy tutaj o krucjacie, myśląc o średniowieczu, kiedy
grupa bogobojnych ludzi szła na świętą wojnę, z ogniem i mieczem w ręku
przeciwko muzułmanom, atakującym Jerozolimę. Chodzi o krucjatę moralną, w
której to media widzą siebie w potrójnej roli - policjanta, sędziego i kata.
Woody Allen, amerykański reżyser od wielu lat walczy ze swoją byłą partnerką, Mią Farrow, w związku z oskarżeniami o molestowanie seksualne ich wspólnej córki, Dyllan Farrow.
Afera
seksualna w Hollywood poruszyła problem traktowania kobiet w show biznesie, co
przyczyniło się do powstania ruchu #MeToo. Hasztag ten został pierwszy raz
użyty dość dawno, w 2006 roku przez Taranę Bruke na portalu społecznościowym
MyScape, w ramach masowej kampanii wzmacniania poprzez empatię skierowanej do
kobiet doświadczonych przemocą seksualną. Natomiast aktorka Alyssa Milano, tuż
po aferze z Weinsteinem, zachęcała do rozpowszechnienia tego hasztagu w ramach
kampanii uświadamiającej. Na Twitterze napisała:
Gdyby wszystkie
kobiety, które były kiedyś molestowane seksualnie, napisały #MeToo w swoich
statusach, być może udałoby się pokazać ludziom, jaką skalę ma to zjawisko.
Akcja
#MeToo spowodowała, że kobiety otwarcie zaczęły mówić o swoich nieprzyjemnych
doświadczeniach, nie tylko w środowisku filmowym, ale w ogóle w środowisku
artystycznym. Wynikiem tego zatrzymano i postawiono zarzuty wykorzystywania
seksualnego kobiet przez dwóm znanych komików Billa Cosby’ego i Louisa CK. Przypomnijmy
również sprawę Harvey’a Weinsteina, znanego producenta filmowego, współtwórcę wytwórni
filmowych Miramax, Dimension Films oraz The Weinstein Company. Producent został
oskarżony przez ponad 70 kobiet o molestowanie i wykorzystywanie seksualne. Na
liście jego ofiar znalazły się znane nazwiska, m.in. Angeliny Jolie, Gwyneth
Pathrow, Ashley Judd i Nathalie Portman. To właśnie jego występki stały się
przyczyną powstania akcji MeToo#. I nie przeczę, że ta sprawa wyszła wszystkim
na dobre.
Oskarżeń ciąg dalszy –
Sprawa Spacey’a, Polańskiego, Jacksona i Allena
Ale
co mają w takim razie na swoją obronę Woody Allen i Roman Polański?
Co mogą powiedzieć Michael Jackson lub Kevin Spacey?
W związku z oskarżeniami molestowania seksualnemu wysuniętymi przez aktora Anthony'ego Rappa, Kevin Spacey stracił posadę w serialu na platformie Netflix "House of Cards", a jego aktorska kariera została zrujnowana.
Kevin
Spacey, znany i lubiany aktor, m.in. z filmu American Beauty, czy z serialu produkowanego przez stację Netflix, House of Cards, został oskarżony przez
30 mężczyzn niestosowne zachowanie wobec nich. Błędnym posunięciem ze strony
aktora było wydanie oficjalnego oświadczenia, w którym przeprosił młodszego
aktora, Anthony’ego Rappa (który to właśnie jako pierwszy publicznie powiedział
o tym, co Spacey uczynił… i przy okazji wyznał, że jest gejem!
Byłem przerażony
historią, jaką opowiedział Anthony Rapp. Przyznam się, że nie pamiętam tego
wydarzenia, bo miało zdarzyć się ponad 30 lat temu. Jeśli rzeczywiście tak
było, bardzo przepraszam. (...) Ta historia zachęciła mnie do tego, by
powiedzieć o innych rzeczach związanych z moim życiem. Miałem w swoim życiu
relacje zarówno z kobietami, jak i mężczyznami. Kochałem mężczyzn, miałem z
nimi romantyczne wzloty. Teraz wybrałem życie jako gej.
Cóż,
jeżeli aktor liczył na wsparcie swoich kolegów i koleżanek, wspierających
mniejszości seksualne, to niestety nie wyszło mu to na dobre. Media donoszą, co
prawda, że jedna z ofiar nagrała całe zajście, lecz skoro tak było, to dlaczego
(jak było w przypadku Weinsteina), nie upublicznił tego w Internecie? Skoro
wiele osób tak robi, to czemu nie doczekaliśmy się taśm z dowodami?
Znany i wpływowy hollywoodzki producent filmowy, Harvey Weinsten, został oskarżony o molestowania seksualne i gwałty przez ponad 70 aktorek, modelek i statystek. Jego sprawa sprawiła, że głośno zrobiło się o akcji #MeToo.
Oskarżenia
dotyczące molestowań i gwałtów, dotyczyły także innych sławnych artystów. W
ciągu paru miesięcy, pojawiły się informacje, w których skrzywdzone kobiety
oskarżyły takie osobistości sztuki filmowej jak Dustin Hoffman, Luc Besson,
Geoffrey Rush, Sylvester Stalone, Bruce Willis oraz Morgan Freeman. Żadne z tych oskarżeń się
nie potwierdziły.
Najbardziej
zaskoczył mnie fakt oskarżenia Morgana Freemana. Ten spokojny, 81-letni już
czarnoskóry amerykański aktor, ulubieniec publiczności na całym świecie, został
oskarżony o molestowanie seksualne ponad ośmiu kobiet. Informacje podał serwis
CNN, do którego właśnie owe kobiety się zgłosiły. Jedna z rzekomych ofiar,
miała być molestowana podczas prac na planie filmu W starym, dobrym stylu, którego kręcenie rozpoczęto latem 2015
roku. Jednak, jak się później okazało, oskarżenia te były bezpodstawne i aktor został
oczyszczony z wszelkich zarzutów, a stacja CNN została publicznie potępiona
przez inne media, m.in. The New York Times, The Wall Street Journal i The Washington, wytykając stacji
telewizyjnej łamanie podstawowych zasad dziennikarstwa.
Podobnie
wygląda sytuacja nieżyjącego już Michaela Jacksona. W styczniu 2019 roku, na
festiwalu Sundance, swoją premierę miał film dokumentalny produkcji HBO, Leaving Neverland, w którym James
Safenchuck i Wade Robson wyznali, że Michael Jackson molestował ich seksualnie.
Na wielu stronach internetowych i portalach społecznościowych wciąż wrze. Świat
podzielił się na dwa obozy: obrońców muzyka i jego oskarżycieli. Ludzie, którzy
jeszcze nie dawno opłakiwali muzyka, dzisiaj odcinają się od niego. Chociaż
jeszcze 14 lat temu, nie dopuszczali do siebie informacji, że Jackson mógł
dopuścić się molestowania seksualnego nieletnich.
Tak
naprawdę nie ma żadnych upublicznionych dowodów, które wskazywałyby na ich
winę. Nie dostaliśmy żadnych materiałów video, czy taśm z głosem Jacksona, na
których widzimy lub słyszymy, że rzeczywiście zrobili to, o co są oskarżani.
Jeśli tymi sprawami zajmowali się dziennikarze śledczy, to również nie
przedstawili żadnych wyników swoich śledztw. Co zamiast tego robią? Otóż
starają się, krok po kroku, usunąć pamięć po artystach. Muzyka Michaela
Jacksona jest bojkotowana w wielu radiostacjach, praktycznie bez żadnego
konkretnego powodu. Wystarczy tutaj wspomnieć decyzje stacji radiowych w
Kanadzie i Nowej Zelandii, które zadecydowały, że nie będą już nigdy więcej
puszczać przebojów Jacksona na swoich antenach. Z kolei Mark Louis Vuitton,
projektantka mody, zaprezentowała kolekcję męską, poświęconą artyście, po czym
15 marca wycofała ją. Nawet jeden z twórców amerykańskiego animowanego serialu
The Simpsons, Al Jean, powiedział, że odcinek Stark Raving Dad, który
zadebiutował w 3. sezonie serialu, miał posłużyć piosenkarzowi do jego
obrzydliwych celów. Usuwanie na siłę dzieł artysty, tylko dlatego, że rzekomo
został oskarżony o pedofilię, jak zrobiły to radiostacje muzyczne w Kanadzie i
Nowej Zelandii, jest dla mnie dużą przesadą.
Michael Jackson, nazywany "Królem Popu", wielokrotnie był oskarżany o molestowanie seksualne w stosunku do osób nieletnich. Nawet po jego śmierci, ciąży na jego legendzie piętno pedofila.
Ludzie
nie zadają pytań, ani nie szukają dowodów na niewinność Jacksona, lecz zamiast
tego, rozpowszechniają na cały świat film produkcji HBO Leaving Neverland. Po premierze filmu, niemal wszyscy uznali go za obrzydliwego pedofila, a echa
tej afery dotarły także i do Polski, ponieważ patronem Amifteatru, który
znajduje się na warszawskim Bemowie, został właśnie Jackson. Teraz władze
dzielnicy Bemowo chcą zmienić swoją decyzję, tłumacząc się, że Amfiteatr
powinien zmienić swoją nazwę, gdyż jej patron jest obciążony oskarżeniami o
pedofilię. Chociaż władzom nie przeszkadzało to, że oskarżenia tego typu
wysunięto w stronę Jacksona, z których został on oczyszczony już w roku 2004.
Jak
natomiast zareagowali fani Króla Popu? Czy zadali sobie trochę trudu i
przyjrzeli się tej sprawie bliżej? Nie. Przyznali rację rzekomo pokrzywdzonym.
W wyniku czego, czołowi przedstawiciele pozarządowych organizacji związanymi z
prawami człowieka (w tym również MeToo#), uznali, że pamięć po zmarłym już
dawno artyście muzycznym powinna zostać usunięta raz na zawsze.
Jak
już wcześniej wspomniałem, sprawa Polańskiego, związana z wydarzeniami, które
odbyły się w latach 70-tych ubiegłego wieku, ciągnie się za reżyserem aż do
dnia dzisiejszego. Przypomnijmy całą tę sytuację. W 1977 roku, w mieście Los
Angeles w stanie Kalifornia, Roman Polański, wciąż przeżywający śmierć swojej
żony Sharon Tate, brutalnie zamordowanej w 1969 roku przez gang Charlesa Mansona,
proponuję sesje zdjęciową do francuskiego magazynu Vogue 13-letniej dziewczynie, Samanthcie Geimer (umówmy się, na
zdjęciach z tamtych lat, rzeczywiście nie przypominała 13-latką). Młoda
dziewczyna wierzy naiwnie, że współpraca z Polańskim otworzy jej drogę do
kariery modelki lub aktorki. I owszem, dziewczyna stanie się niedługo sławna, ale nie w ten sposób, w jakby
chciała.
W
swojej autobiografii, Dziewczynka, życie
w cieniu Romana Polańskiego, dokładnie opisała co zaszło między nią a dużo
starszym polskim reżyserem. Polański zabrał ją do domu Jacka Nicholsona (z
którym łączyła go długa przyjaźń od czasu prac na planie filmowym Chinatown), w którym to Polański odurza
ją narkotykami, a następnie dochodzi między nimi do seksu oralnego i analnego. Wybucha
wielki skandal. Reżyser zostaje aresztowany, ale nie ma co liczyć na uczciwy
proces. Żądny sławy sędzia nie przejmował się ugodą, jaką ten zawarł z
prokuraturą – prawdopodobnie planował wsadzić go za kraty, więc reżyser uciekł
do Francji.
Jednak
sama zainteresowana w swojej książce napisała wprost, że nie stawiała oporu, a
wręcz przeciwnie. Chciała zaimponować Polańskiemu, kłamiąc mu, że brała już
narkotyki i uprawiała seks, a także i to, że ma już skończone 17-lat. Jednak po
całym zajściu, dziewczyna była oszołomiona i nie wiedziała jak się ma dalej
zachować. W 1988 r., za namową jej matki, złożyła pozew cywilny przeciwko
Polakowi. Ostatecznie ten wypłacił jej odszkodowanie – sześciocyfrowa kwota
trafiła na konto ofiary. Pomimo całego wydarzenia, Samantha broni dzisiaj
Romana Polańskiego, a nawet prosiła amerykański wymiar sprawiedliwości, aby
zostawił go w spokoju.
To,
co jednak mnie najbardziej zastanawia to fakt, że matka młodziutkiej wtedy
Geimer nie zrobiła nic, żeby temu zapobiec. Były to lata 70-te, w których
ludzie doskonale pamiętali lata 60-te – wszyscy brali narkotyki, pili duże
ilości alkoholu i uprawiali seks na potęgę i to bez zabezpieczenia. Wiedzieli o
tym wszyscy, którzy mieszkali w Hollywood, również sąsiedzi wielkich gwiazd.
Nikt mnie nie przekona, że matka Samanthy nie wiedziała o tym, że
czterdzoestoparoletni reżyser filmowy zaprosi niepełnoletnią dziewczynkę do
domu swojego przyjaciela, który w dodatku, był znany z organizowania w swoim
domu małych imprez narkotykowo-seksualnych (Nicholson był z tego dobrze znany)
i będzie jej robił tylko zdjęcia do magazynu modowego. Pomimo, iż minęło parę
ładnych lat, kiedy sprawa powinna ulec przedawnieniu, amerykański wymiar
sprawiedliwości nie ustępuje i pomimo licznych apelacji, nie uniewinnił Polańskiego
z wcześniej stawianych mu czynów. To wszystko rzutuje na jego karierę do dziś.
Samantha Gailey, pomimo głośnej afery, jaka wyniknęła w latach 70-tych, od wielu lat broni Romana Polańskiego w mediach.
W
tym roku, Francuska Akademia Filmowa zrobiła w swoich szeregach szeroko
zakrojone czystki. Ponad osiemnaście osób zostało wydalonych, w tym Alan
Terzian, były przewodniczący FAF oraz producent filmowy Thomas Langmann,
oskarżony o nękanie swojej żony. Polański również został wydalony z FAF,
chociaż sprawa jest o tyle skomplikowana, że jeszcze we wrześniu 2020 roku,
Polański oraz Lagmann, zostali przyjęci do gremium decydującego o tym, kto
zasiądzie w zarządzie najważniejszych francuskich nagród filmowych, jako historyczni członkowie. W przypadku
polskiego reżysera sprawa wiązała się z 12. Nominacjami do Cezarów dla jego
najnowszego filmu Oficer i szpieg,
który do kin wszedł pod koniec ubiegłego roku. To wywołało publicznie
oburzenie, w wyniku czego, w listopadzie, aktorka Valentine Moonier oskarżyła Romana
Polańskiego o gwałt. Na łamach Le
Parisien opisała, że w 1975 roku, gdy miała 18 lat, filmowiec miał ją
najpierw pobić, a później zgwałcić. Po ogłoszeniu listy nominowanych do
Cezarów, członków Akademii Sztuki i Techniki Filmowej bardzo krytykowano za
chęć nagrodzenia kogoś oskarżonego o przemoc seksualną. Początkowo w obronie
nominacji dla filmu Romana Polańskiego stał przewodniczący FAF, Alain Terzian.
Twierdził, że Akademia nie powinna wydawać moralnych sądów i oddzielać
twórczość od prywatnego życia artysty. Lecz, z powodu nasilających się
protestów aktywistów, cały zarząd organizacji podał się do dymisji.
Woody
Allena też w tym wszystkim siedzi po uszy. A właściwie musi w tym wszystkim
siedzieć, czy tego chce, czy nie. Czy molestował małą dziewczynkę w
przeszłości, czy nie, to nie ma znaczenia. Ludzie się o tym dowiedzieli i
rozpętała się wielka afera. Czy jednak decyzja czterech największych wydawnictw
książkowych w Stanach Zjednoczonych o niewydaniu autobiografii reżysera, w
której sam zainteresowany przedstawiłby swoje zdanie na temat całej tej sprawy
i miałby jakąś szansę obrony, jest dobra? Ja uważam, że jest zła. I to bardzo. Jednak nie oznacza to, że jakby doszłoby do sfinalizowania umowy i książka
Allena ujrzałaby światło dzienne, to uznam, że wszystko co w niej napisał jest
w 100% prawdą. Ludzie, którzy go nie lubią i tak nie uwierzą. Ale co z ludźmi
postronnymi? Neutralnymi? Czy oni nie chcą poznać, co ma do powiedzenia w
sprawie oskarżeń? Panie Farrow przedstawiły swoje argumenty w najważniejszych
amerykańskich dziennikach telewizyjnych i już znamy ich stosunek do
amerykańskiego reżysera. Czy nie mamy prawa dowiedzieć się co tak naprawdę Allen
sądzi o tym wszystkim? Według Czterech Największych Wydawnictw Książkowych w
USA… Nie. A przynajmniej oni nie przyłożą do tego swoich rąk.
Emocje prawdę powiedzą?
To,
co jednak wydaje mi się najgorsze w tym wszystkim, że tego typu niegodne czyny
(jeśli do nich rzeczywiście by doszło), rzutują na to, że ludzie przestają
myśleć racjonalnie. Jakiekolwiek dzieło sztuki, film lub piosenka, które kiedyś
stało się światowym hitem i miało wielkie znaczenie dla współczesnej
popkultury, teraz w odbiorze społecznym nie jest mile widziane. Ludzie nie
tylko nie chcą słuchać płyt muzycznych, ani oglądać filmów czy obrazów, ale
chcą je wymazać z pamięci. I są zdolni do tego, aby wszyscy, nawet ci, którzy
nie są zaznajomieni z tematem, również o tym nie usłyszeli, ani tego nie
zobaczyli.
Szczególnie
można to zauważyć na wielu filmowych forach, kiedy pojawia się jakaś wzmianka o
filmie wyżej wymienionych artystów, niektóre osoby od razu wypowiadają się na
ten temat mniej więcej tak:
Dlaczego na tym forum
wstawiacie link z filmem, wyreżyserowanym przez tego pedofila? Jak można
wstawiać na tej grupie filmy lub informacje związane z tym „przestępcą”?
Przecież ten człowiek (Allen, lub Polański), skrzywdzili tyle osób, że też ktoś
ich filmy jeszcze chce oglądać. To jest żenada!
Lub
coś takiego:
Bardzo dobrze, że temu
gnojowi udało się postawić zarzuty (ponownie, zależy czy mówimy o Polańskim czy
np. Spacey), miejmy nadzieję, że nigdy już o nich nie usłyszymy.
Problem
pojawia się wtedy, kiedy ktoś z przeciwnego obozu ma argumenty, które podważają
ich teorie, albo tłumaczą im, że dzieło sztuki danego artysty nie ma nic
wspólnego z jego czynami. Wtedy do takich ludzi to nie dociera, zamiast tego,
starają się wmówić mu, że jest adwokatem diabła. Oczywiście nie wiadomo do
końca, tak naprawdę, kto ma rację. Nie można od razu z góry uznawać, że jedna
strona ma rację, a druga się myli. Lecz teraz, wyraźnie widać, że ludzie
wierzący w oskarżenia obydwu panów, żądają sprawiedliwości. Burza, jaka
rozpętała się wokół osób zamieszanych w rzekome próby molestowania czy napaści
seksualnych, jest ogromna i trwa do dnia dzisiejszego. Trudno się temu dziwić.
Wszystko ma swoje plusy i minusy.
Na pewno dobrą stronę całej tej sytuacji, która zaowocowała powstaniem ruchu MeToo#, jest to, że ludzie zaczynają otwarcie mówić o tym, co się dzieje w show businessie, ponieważ jest wiele przykładów molestowań seksualnych stażystek, aktorek, itp. Dowiedzieliśmy się o tym wszystkim zbyt późno, ale zawsze coś. Pod tym względem, rok 2017 okazał się być przełomowym, gdyż złamał pewien bardzo ważny temat tabu, którego nikt wcześniej nie poruszał. Z drugiej strony jednak, mamy do czynienia, jak to zwykle bywa, z masową histerią ludzi. Dzieje się tak, kiedy ci normalni, niemogący nawet marzyć o sławie i bogactwie, przedstawiciele tzw. klasy średniej dowiadują się, że osoby z show businessu, znane i lubiane, jednak mogą zrobić coś złego. Ich ulubieni aktorzy, reżyserzy i muzycy, ludzie będący często autorytetami, z których chcą brać przykład, mogą być niewyżytymi seksualnymi maniakami. Problem jednak pojawia się wtedy, kiedy mamy do czynienia, powtórzę to słowo: z rzekomymi podejrzeniami o dokonaniu przestępstwa na tle seksualnym.
I
teraz, całe, bardzo wrażliwe, społeczeństwo szuka dobrej recepty (tzw. złotego środka), który mógłby zapobiec
dalszym tego typu straszliwym czynom. Cóż, ludzie myślący, doskonale zdają
sobie sprawę, że nie da się uchronić wszystkich od wszelkiego zła. Osobiście
bardzo bym tego chciał, ale dobrze wiem, że nie wystarczy tak tylko powiedzieć,
czy wprowadzić w życie jakąś ustawę, polityczny manifest jak zrobili to Szwedzi
w roku 1972, tworząc tzw. Rodzinę
Przyszłości. Albo pójdźmy jeszcze dalej. Wprowadźmy przymusową kastrację
wszystkich mężczyzn. To oczywiście jest żart, i zdecydowanie lekka przesada,
chociaż wiele feministek pewnie by się ucieszyło na samą myśl o tym. Inaczej
byłoby w przypadku normalnych kobiet.
Ludzie
łatwo ulegają manipulacji. Bardzo łatwo. Po prostu nie myślą wtedy
samodzielnie. A jak histeria, to w grę wchodzą emocje. Dobrze wiemy, że emocje
mogą być pozytywne, ale i też negatywne. Często charakteryzują się tym, że
pojawiają się nagle, zawsze łączą się z pobudzeniem somatycznym oraz tym, że
mogą osiągnąć dużą intensywność. Nawet, jeśli jest są tylko przejściowe. Emocje często nacechowane negatywnymi konotacjami
są dość powszechne i bywają najczęściej złymi doradcami. Nie ma tutaj już
miejsca na normalną, mądrą i rzetelną dyskusję. Wystarczy wspomnieć o słowach
Matta Damona, który w programie ABC krytycznie wypowiedział się o akcji #MeToo.
Powiedział coś takiego:
Myślę, że to ważny
moment, w którym kobiety czują się na tyle pewnie, że głośno opowiadają o tym,
co je spotkało. To bardzo ważne. Jednak trzeba pamiętać, że jest różnica między
poklepaniem po tyłku, a gwałtem czy molestowaniem. Obie rzeczy powinny zostać
skonfrontowane, ale nie można ich do siebie porównywać. Żyjemy w czasach
poprawności politycznej, ale chyba nikt z nas nie jest idealny.
Nie trzeba było długo czekać na reakcję członkiń ruchu #MeToo, które uznały go za osobę, delikatnie mówiąc, niepoczytalną, lub za kolejnego wroga kobiet. Przekazy medialne ukazują nam obraz sławnych i majętnych ludzi w negatywnym świetle i robią to w taki sposób, że odbiorcy aż kipią nienawiścią. Są nią tak nabuzowani, że gdyby tylko zobaczyli kogoś takiego na ulicy, albo, jak w przypadku Damona, ktoś wypowiedziałby publicznie słowa, z którymi się nie zgadzają, to natychmiast doszłoby do publicznego linczu. Nie tylko dokonaliby samosądu na jego ciele, ale także i na duszy.
Ludzie
związani z #MeToo powoli zamieniają się w fanatycznych żołnierzy inkwizycji,
gotowych potępić o oskarżyć każdego, kto nie zgadza się z ich zdaniem. Jeszcze
gorzej wygląda sytuacja, kiedy większość społeczeństwa (szczególnie widoczne
jest to w Stanach Zjednoczonych), popiera tego typu akcje organizacji
pozarządowych. To się tyczy również niektórych działaczy politycznych związanych
Lewicą. Przypomina to działalność hiszpańskiej inkwizycji, która została
powołana do walk z heretykami w XV wieku (która wbrew temu, co głoszą
niektórzy, podlegała władzy świeckiej, a nie kościelnej) i której to metody
często potępiali właśnie czołowi przedstawiciele lewicowych partii. Sami
upodabniają się do ludzi, których tak potępiali i przysięgali, że nigdy będą
stosować ich metod. Jednak, jak możemy się przekonać, są takimi samymi
hipokrytami, lub nawet i gorszymi. A tego typu podejście bardzo źle wróży, jeśli
chodzi o kondycję moralną naszego społeczeństwa. Jeżeli będziemy opierać się
tylko na emocjach i zapomnimy całkowicie o zdrowym rozsądku.