Strona Pawlak&Tarka S.A. Culture and Society została stworzona przez dwóch studentów kulturoznawstwa, z myślą o szeroko pojętej kulturze, obejmującą także problematykę społeczną. Znajdziecie tutaj artykuły, newsy, recenzje, felietony i teksty publicystyczne, dotyczące kina, muzyki, literatury popularnej i nauk społecznych
Żyjemy w czasach, kiedy
trudno jest stworzyć coś oryginalnego, odświeżającego, niepowielającego starych
schematów. Szczególnie jeśli mówimy o polskim kinie historycznym, w którym epickie
sceny bitewne i poruszające miłosne interakcje bohaterów, idą ze sobą w parze. Niestety, w przypadku filmu Legiony mamy do czynienia z kolejną kopią wcześniej
powstałych tego typu produkcji. W dodatku nieudaną.
Wiktoria Wolańska i Bartosz Gelner w filmie Legiony, 2019.
Kiedy
myślę o polskim kinie historycznym, przed oczami ukazuje mi się twórczość Jerzego
Hoffmana. Można powiedzieć, że reżyser niemal zjadł zęby na ekranizacjach
powieści Henryka Sienkiewicza, realizując takie produkcje jak Pan Wołodyjowski (1969), Potop (1974) oraz
Ogniem i Mieczem (1999). Udało mu się
stworzyć filmową trylogię, która zawierała w sobie wątki miłosne między
głównymi bohaterami, interesującą fabułę i niezwykle charyzmatyczne postacie
pierwszo i drugoplanowe, np. kreacje aktorskie Krzysztofa Kowalewskiego,
występującego w roli Onufrego Zagłoby w Ogniem
i Mieczem, lub Tadeusza Łomnickiego, jako pułkownika Michała
Wołodyjowskiego w Panu Wołodyjowskim.
Tą samą drogą chciał podążyć Dariusz Gajewski, reżyser najnowszego filmu wojennego,
Legiony. Romans jest, bohaterowie są,
fabuła jest, z jedną tylko różnicą. Wszystkie one, w porównaniu z Potopem lub Ogniem i Mieczem, wypadają blado.
Na
stronie internetowej Filmweb, poświęconej tematyce kina, możemy znaleźć fragment
opisu filmu: „Legiony” to uniwersalna
opowieść o przyjaźni, marzeniach, gorącym uczuciu i dorastaniu w trudnych
czasach. Wielka historia w filmie jest tłem dla rozgrywającej się na pierwszym
planie love story, w którą uwikłani są: Józek (Sebastian
Fabijański) – dezerter z carskiego wojska, agentka wywiadu I Brygady – Ola
(Wiktoria Wolańska) z Ligi Kobiet Pogotowia Wojennego oraz Tadek (Bartosz
Gelner), narzeczony Oli, ułan i członek Drużyn Strzeleckich. Ich spotkanie
rozpocznie burzliwy romans, który wystawi relacje bohaterów na wielką
próbę.
Tyle
tytułem wstępu. Po przeczytaniu opisu, pierwsze skojarzenie, jakie przyszło mi
do głowy, dotyczyło jednej produkcji – Pearl
Harbor, amerykański film wojenny,w
reżyserii Michaela Baya. Co prawda obydwie produkcje dzieli znaczny odstęp
czasowy, Pearl Harbor nakręcono w
2001 roku, a Legiony w latach
2017-2019, jednak mają one ze sobą wiele wspólnego. Po
pierwsze, oś fabuły obydwu dzieje się w
czasach trwania dwóch największych wojen w historii ludzkości (I i II Wojna Światowa).
Po drugie, w obydwu przypadkach mamy do czynienia z wyjątkowo nieciekawym i
długo ciągnącym się wątkiem miłosnego trójkąta między głównymi bohaterami. Sprawia
on, że widz dostaje białej gorączki i modli się, aby jak najszybciej przejść do
scen walki. Mówiąc krótko, jest po prostu nudny.
Sebastian Fabjański w roli Józka w filmie Dariusza Gajewskiego Legiony.
Jeśli
chodzi o obsadę aktorską, twórcom filmu udało się zgromadzić całkiem spore
grono znanych nazwisk. Poza Sebastianem Fabijańskim i Bartoszem Gelnerem, pojawiają
się: Mirosław Baka, Jan Frycz, Grzegorz Małecki, Borys Szyc i Antoni Pawlicki.
Niestety, prawie każda z granych przez nich postaci jest pozbawiona
jakichkolwiek cech osobowości. Wyjątkiem jest rola Sebastiana Fabijańskiego, człowieka
z nikąd, dezertera z carskiej armii, który zbiegiem okoliczności trafia do
oddziałów legionów polskich. Dobrze
również wypadł Mirosław Baka w roli Stanisława Kaszubskiego ps. „Król”,
honorowego oficera 1 pułku piechoty Legionów Polskich. Jego postać jest idealną
przeciwwagą dla Grzegorza Małeckiego, który wcielił się w polskiego oficera,
służącego w carskiej armii Złotnickiego. Najgorzej wypada tutaj Wiktoria
Wolańska, jako Aleksandra Tubilewicz, agentka wywiadu polskiego. Nie potrafi
ona podjąć żadnej decyzji, grając typową „damę w opałach”, mimo paru scen, w
których pokazuje nam, że umie używać broni. Trudno jest się z nią w jakikolwiek
sposób utożsamić. Wypada ona najgorzej z całej obsady, co w przypadku młodej,
debiutującej aktorki, jest bardzo przykre. Miejmy nadzieję, że jej kariera
aktorska rozwinie się w przyszłości. Winę za to ponosi wyjątkowo zły
scenariusz.
Oficjalny zwiastun Legionów, 2019
Wydaje
się, że jedynym plusem są sceny batalistyczne. Efekty specjalne robią wrażenie
i wywołują u widza pozytywne odczucia. Z każdą nową produkcją tego typu
widoczny jest wielki postęp rozwoju technologicznego w naszym kraju. Nie da się
ukryć, że znaczna część budżetu, który wynosił ponad 27 milionów złotych, została
przeznaczona właśnie na ten cel. Trzymające w napięciu sceny walk, nakręcone z
niemal epickim rozmachem, próbują nam zrekompensować mdłą fabułę. Lecz nawet
one nie mogą uratować tak fatalnie napisanej historii. Polscy twórcy nadal nie
potrafią zrozumieć tego, że wpychanie na siłę do scenariusza banalnych romansów
nigdy nie wychodzi polskim produkcjom filmowym na dobre.
Legiony powstały
w celu uczczenia setnej rocznicy odzyskania niepodległości. Mimo, iż twórcy
mieli dobre intencje, to jednak ich dzieło sprawia wrażenie, jakby zostały
stworzone na siłę, w celu ponownego rozpropagowania trendu na kręcenie filmów historycznych,
jak bywało to kilkanaście lat wcześniej. Film jest wyjątkowo nieudaną kopią Trylogii Jerzego Hoffmana i
amerykańskiej superprodukcji Pearl
Harbor. Jest to kolejny miłosny pastisz, na jaki nie wybrałbym się nawet z
wycieczką szkolną. Oby ten trend nie zagościł w naszym kinie na stałe.
Paramount
Pictures wreszcie miało reżysera, lecz nie oznaczało to, że od teraz wszystko będzie szło gładko. Paramount chciało nakręcić typowy film gangsterski,
z minimalnym budżetem, z tą różnicą, że mieli w niej wystąpić aktorzy włoskiego pochodzenia. Coppola miał inny pomysł. Zamierzał zrobić kronikę rodziny sycylijskich emigrantów, którzy przybyli do
Stanów Zjednoczonych w poszukiwaniu lepszego życia, spełniając swój Amerykański sen.
Mario Puzo i Francis Ford Coppola na planie filmowym, 1972 rok. Razem pracowali nad scenariuszem Ojca Chrzestnego. Później współpracowali nad kolejnymi częściami.
Jednak, w wyniku wszechobecnego rasizmu, braku tolerancji i niechęci amerykańskich władz wobec obcych im społeczności, emigranci nie mogli w uczciwy sposób wyżywić swoich rodzin. Dlatego łączą oni siły i tworzą własną przestępczą subkulturę,
której celem staje się osiągnięcie niezależności i przejęcie kontroli nad półświatkiem. Jedną z
przedstawicielek tych grup miała być Rodzina Corleone, zamieszkała w dzielnicy
Little Italy w Nowym Jorku. Miała to być metafora amerykańskiego kapitalizmu, bezwzględnego
świata, gdzie przetrwają tylko najsilniejsi i najbystrzejsi. Evansowi
nie podobał się ten pomysł, lecz w końcu został do niego przekonany,
zaznaczając przy tym, że od tego momentu będzie patrzeć reżyserowi na ręce. Natomiast dystrybutorzy
Paramount zaczęli mieszać się w produkcję filmu, rzucając Coppoli przysłowiowe „kłody pod nogi”. Przede wszystkim nie zamierzali przeznaczać dużej ilości pieniędzy, żeby zaoszczędzić w razie,
jakby film miał okazać się klapą. Z tego powodu zapłacili niewiele za prawa do
książki. Coppola i Puzo napisali scenariusz za półdarmo.
Powieść
Ojciec Chrzestny stała się
międzynarodowym bestsellerem i nowe kłopoty pojawiły się wtedy, kiedy wszyscy w
wytwórni, przewodniczący, prezes, wszyscy, którzy wcześniej się nie wtrącali,
mieli zdecydowanie lepszy pomysł na realizację jej filmowej ekranizacji. Reżyser nie miał mógł swobodnie realizować swojej wizji, a dystrybutorzy sprzeciwiali się obsadzie prawie każdej ważniejszej postaci. To były bardzo trudne wybory dla Paramount. Przedstawiciele wytwórni nie chcieli
słyszeć o tym, że Marlon Brando wystąpi w roli Vita Corleone. Miało to związek z
wyjątkowo trudnym charakterem aktora, który cechował się megalomanią i
nieprzewidywalnością. Charles Bludhorn pamiętał historie o tym, co Brando wyczyniał na planie filmu Bunt na Bounty (1962). Ekscesy aktora kosztowały studio
Metro-Goldwyn-Mayer miliony dolarów, o mało nie doprowadzając je do bankructwa. Dochodzi jeszcze kwestia wysokiej gaży jaką Brando żądał za swoją pracę. W końcu jednak Coppola dostał zgodę na zaangażowanie Brando do głównej roli, pod warunkiem, że nie
zarobi tyle, ile zarobił w poprzednich filmach, a także jeśli przyrzeknie,
że nie będzie sabotował produkcji. Producenci mieli również problem z Alem Pacino,
wtedy jeszcze młodym i nieznanym aktorem teatralnym, o włoskich korzeniach.
W roli Michaela Corleone wszyscy woleli zobaczyć Roberta Redforda lub Ryana O’Nela. W
przypadku wyboru tych dwóch ostatnich by się zgadzało, gdyż postać Michaela w
książce wyglądem przypomina typowego Amerykanina, a nie Włocha.
Al Pacion w roli syna głowy mafijnej Rodziny Corleone, Michaela Corleone, 1972.
Opis
z książki - Wysoki, przystojny młody
mężczyzna, nie miał ciężkiej kupidynowej twarzy innych dzieci, a jego
kruczoczarne włosy były proste, nie kędzierzawe. Cerę miał jasnooliwkowego
koloru, który uznano by za piękny u dziewczyny.
Pomysł
Coppoli, aby zaangażować niskiego bruneta, kogoś o włoskiej urodzie, był dla
wytwórni czymś nie do zaakceptowania (chociaż wcześniej potrzebowała aktorów włoskiego pochodzenia, w celu zachowania realizmu). Ustąpiła dopiero wtedy, kiedy reżyser
zagroził, że porzuci prace nad filmem i będę musieli znaleźć kogoś innego na jego miejsce. Coppola
musiał (dosłownie) walczyć o każdego aktora i aktorkę. I tak wykrystalizowała się
pełna obsada filmu: Marlon Brando (Don Vito Corleone), Al Pacino (Michael
Corleone), Robert Duvall (Tom Hagen), James Caan (Santino Corleone), John Cazale
(Fredrico Corleone) oraz Diane Keaton (Kay Adams). Wynagrodzenie dla
najważniejszych członków obsady wyglądało tak:
-
Al Pacino, James Caan, John Cazale i Diane Keaton otrzymali po 35.000 dolarów,
- Robert Duvall 36.000,
- Marlon Brando 50.000 za sześć tygodni pracy, po 1000
dolarów na tygodniowe wydatki i 5% udziałów w zyskach za film, co w sumie
dawało około 1,5 miliona dolarów.
Kłopotów ciąg dalszy
Aktorzy na planie Ojca Chrzestnego, 1972. Od lewej: James Caan, Marlon Brando, Al Pacino i John Cazale.
Paramount dokonywała dalszych cięć wydatków. Studio nie chciało, by akcja filmu działa się w
roku 1946, jak jest w książce, tylko współcześnie, czyli w latach 1971-1972. Nie zgadzali
się, by kręcić w Nowym Jorku, tylko w Saint Louis, gdyż tak było
taniej. Z tymi przeciwnościami losu, musiał zmierzyć się tylko jeden człowiek –
Francis Ford Coppola. Był
to konflikt między wytwórnią, która chciała wyprodukować niskobudżetowy gniot,
żerując na sławie powieści, a artystą, który zamierzał powiedzieć coś ważnego o amerykanach włoskiego pochodzenia, Mafii i rodzinie. Po długich i ciężkich negocjacjach,
Coppola mógł zacząć kręcić film. Oczywiście pracodawcy reżysera wciąż byli
niezadowoleni z jego stylu pracy. Tak wspomina jedną z najpoważniejszych sytuacji George Lucas:
Odwiedziłem go
(Coppolę) na planie i byłem świadkiem, jak kłócił się z Bobem Evansem. Francis był
na tyle wkurzony całą tą sytuacją, że wyrwał telefon podłączony blisko drzwi i
cisnął nim w stronę Boba, wygrażając mu przy tym pięściami. Szef produkcji
uważał Coppolę za reżysera niekompetentnego, ale Francis mógł pracować w
warunkach wojennych i pokojowych jednocześnie. Podejrzewam, że najlepsze rzeczy
tworzył pod gradem pocisków.
Francis Ford Coppola przed fikcyjną resturacją Louis Restaurant, 1972. Ta scena uratowała reżysera przed utratą pracy.
Atakowany ze wszystkich stron, Coppola
był bliski utraty posady, lecz uratowały go dwie rzeczy. Pierwszą było wstawiennictwo
Marlona Brando. Aktor oświadczył, że jeśli Coppola odejdzie, to on razem z nim, a Paramount straci na tym mnóstwo pieniędzy.
Drugą była zmontowana scena Zabójstwa gangstera Sollozza i skorumpowanego policjanta kpt. McClusky’ego. Scena, pełna
napięcia, niepokojącej atmosfery i idealnie dobranej ścieżki dźwiękowej sprawiła, że od tej pory Francis
mógł działać w spokoju. Do czasu, kiedy trzeba było zmontować cały film. Robert
Evans zapowiedział, że jeśli film będzie trwać aż 2 godziny i 10 minut (będzie
o minutę dłuższy, niż przewidziano w umowie), zabiorą go do Los Angeles i tam
skończą montaż. Coppola nie był z tego faktu zadowolony, ponieważ wolał mieć
pełną kontrolę nad swoim dziełem. Dlatego reżyser wpadł na pewien pomysł. Przyjechał do studia Paramount, wraz ze swoim montażystą Walterem Murchem,
mając ze sobą dwie wersje filmu, skróconą o pół godziny i
oryginalną, przekraczającą 2 godziny i 10 minut. Po pokazie wersji skróconej,
Evans oświadczył, że dostał tylko zwiastun, a nie cały film, w związku z tym
montaż zostanie skończony w Los Angeles. Wobec tego, Coppola i Murch pokazali
oryginalną wersję, przekraczającą wymaganą ilość czasu. Evans był zadowolony z efektu i pozostawił twórcą wolną rękę.
Scena śmierci Solloza i MucClussky'ego.
Mafia? Jaka Mafia?
W
trakcie pracy na planie, filmowcy musieli zmierzyć się z o wiele gorszym zagrożeniem, niż wiecznie niezadowoleni przedstawiciele wielkiej wytwórni. Zagrożeniem ze strony nowojorskiej Mafii. Jej przedstawiciele robili wszystko, aby nie dopuścić do powstania Ojca Chrzestnego. W tym celu sabotowali produkcję na różne sposoby (mniej lub bardziej drastyczne). Między innymi wykorzystali do tego celu związek Włosko-Amerykańskiej Ligi Praw Obywatelskich, której członkowie walczyli
ze stereotypowym postrzeganiem Włochów jako gangsterów, organizując protesty sprzeciwiające się ekranizacji powieści Puzo. Jak na ironię, założycielem i
przewodniczącym Ligi był Joseph Colombo, głowa mafijnej Rodziny Colombo, jednej
z pięciu najważniejszych w Nowym Jorku. Na jego polecenie kilku nieznanych
sprawców ostrzelało samochód jednego z producentów (Ala Rudy’ego), z planu
zniknął sprzęt wart ponad 1 milion dolarów, a studio Paramount Pictures musiało
zostać parę razy ewakuowane z powodu fałszywego alarmu bombowego. Posunięto się
nawet do szantażu Roberta Evansa, który otrzymał telefon od nieznanej osoby o
takiej treści:
Wypierdalaj z miasta!
Nie kręć tu żadnego filmu o Mafii! Mafii nie ma!
Joseph Colombo, głowa Rodziny Colombo i przewodniczący Włosko-Amerykańskiej Ligi Praw Obywatelskich. Z łatwością mógł zakończyć produkcję Ojca Chrzestnego.
W
końcu doszło do spotkania z twórcami filmu, a Josephem Colombo. Osiągnięto
kompromis na mocy którego ze scenariusza wycięto słowa Mafia i Cosa Nostra (wł. Nasza Sprawa – nazwa organizacji
sycylijsko-amerykańskiej Mafii). Dzięki temu zażegnano konflikt, a część
członków Rodziny Colombo nawet pomogła w produkcji, służąc jako statyści do
otwierającej film sceny wesela córki Dona Corleone.
Premiera i Odbiór
Premiera
Ojca Chrzestnego odbyła się 15
marca 1972 roku w Lowes State Theatre w Nowym Jorku. Jego odbiór przez widzów
był bardzo pozytywny, wręcz rewelacyjny, co zaskoczyło nawet samych twórców. Od czasu
premiery, dziennie zarabiał 1 milion dolarów, a kolejki pod kinami w całym
kraju były coraz większe i większe. Do tego stopnia, że miejscowi sklepikarze
zaczęli się na nie skarżyć, gdyż psują im biznes. Budżet filmu wynosił 6 milionów dolarów, a zarobił
ponad 134 miliony 966 tysięcy 411 dolarów w samych Stanach Zjednoczonych. Na świecie zarobił ponad 110 milionów dolarów.
Widzowie
byli wniebowzięci, a krytycy porównywali dzieło Coppoli do najsłynniejszych
dramatów Williama Szekspira.
Steven Spielberg – Ten film
mnie, dosłownie, powalił na kolana. Czułem, że powinienem odejść z branży. Nie
ma sensu, abym nadal był reżyserem, ponieważ nigdy nie osiągnę tego poziomu
wiarygodności w opowiadaniu historii.
W roku 1973, film Ojciec Chrzestny otrzymał 3 Oscary i 8 nominacji, m.in. za Najlepszy Film (dla Ala Ruddy'ego), Najlepszy Scenariusz (dla Coppoli i Puzo) i Najlepsza Rola Pierwszoplanowa dla Marlona Brando. Nominacje otrzymali James Caan, Al Pacino i Robert Duvall (Najlepsze Role Drugoplanowe), Coppola (za Najlepszą Reżyserię. Oscara otrzymał dwa lata później za Ojca Chrzestnego II), Nino Rota (za Najlepszą Muzykę), Anna Hill Johnstone (Najlepsze Kostiumy), Walter Murch (Najlepszy Montaż i Najlepszy Dźwięk). Oprócz tego Coppola umocnił swoją pozycję w branży. Z początkującego, mało znanego debiutanta stał się pełno rasowym reżyserem, który osiągnął finansową stabilizację i mógł tworzyć co tylko chciał. Jego sukces przyczynił się do zwiększenia znaczenia reżysera jako twórcy i głównego autora swojego dzieła. Reżyser okazał się być ważniejszy dla filmu od wielkich wytwórni (zupełne przeciwieństwo tego, co w latach 40-tych i 50-tych było powszechne).
Członkowie Rodzina Corleone, siedzący przy stole podczas tradycyjnego rodzinnego obiadu.
Ojciec Chrzestny odnosił
wielki sukces przede wszystkim wśród społeczeństwa Amerykanów Włoskiego
pochodzenia. Po obejrzeniu filmu, większość z nich zgodnie twierdziło, że to nie jest tylko historia
o Mafii, ale przede wszystkim jest to historia o nich samych. Każda kolejna scena filmu ukazuje nam, jak Coppola był przesiąknięty włoską kulturą. Widoczne jest to np. w scenie wesela, w której przedstawia nam strukturę włoskiej rodziny, relacje jej członków oraz ich sposób
świętowania i spożywania tradycyjnych posiłków. Publiczność identyfikowała się z większością zachowań głównych bohaterów, np. reakcja Sonny’ego na wieść o tym, że jego siostra Connie jest bita przez męża, lub sposób widzenia świata przez Vita Corleone, w którym nic nie przychodzi za darmo, tylko trzeba po to sięgnąć.
Mimo
wielu niesprzyjających okoliczności i przykrych sytuacji, Coppola zdołał nakręcić jeden z najważniejszych filmów w historii amerykańskiej kinematografii. Ukazał nam ludzką stronę członków Mafii, tworząc przy tym romantyczną wizję świata przestępczości zorganizowanej. Świat gangsterów to świat bezwzględny, pełen chciwości i perfidii. Lecz nawet w takim świecie istnieją ludzie, kierujący się własnym moralnym kodeksem postępowania. Mafioso to człowiek honoru, zdolny zarówno do okazywania nienawiści jak i miłości, pogardy i współczucia, apatii i empatii. Ojciec Chrzestny jest dramatem w najlepszym wydaniu, a jego kolejne
części – Ojciec Chrzestny II (1974) i
Ojciec Chrzestny III (1990) – są jego godnymi następcami.
Saga o mafijnej Rodzinie Corleone, kierującej się honorem, wiernością tradycji i żądzą władzy, na
stałe wpisała się w klasykę współczesnego kina. Lecz mało kto zdaje sobie sprawę, w jakich warunkach przyszło pracować jej twórcom, ile trudności musiał pokonać reżyser i jak omal się nie poddał, przez co nigdy nie mielibyśmy okazji zobaczyć
ekranizacje powieści Maria Puzo.
Marlon Brando w roli Don Vita Corleone, za który otrzymał Oscara.
W
2007 roku, Amerykański Instytut Filmowy przyznał Ojcu Chrzestnemu (1972) 2
miejsce w rankingu „Najważniejszych Filmów w historii Amerykańskiej
Kinematografii”, tuż po dramacie Orsona Welles’a Obywatel Kane (1941). Współcześni krytycy rozpisują się nad
tym, jak dzieło Francisa Forda Coppoli(i jego dwie
następne części) na stałe zapisały się do historii amerykańskiej kultury i zmieniły
kierunek współczesnego kina, wywierając wpływ na nowe pokolenie filmowców. Jednak film powstawał w czasach, kiedy ówczesna amerykańska kinematografia przeżywała trudne chwile. Dzisiaj przyjrzymy się bliżej historii powstawania Ojca Chrzestnego.
Trudne chwile dla
Hollywood:
U
schyłku lat 60-tych XX wieku, Hollywood zmagało się z poważnym kryzys. W
starzejącym się przemyśle filmowym nadchodziły nieodwracalne zmiany. Gatunki filmowe, silnie oddziałujące na widzów w latach 30-tych, 40-tych, 50-tych a nawet
wczesnych latach 60-tych, wyczerpały swoje formuły. Wielkie porażki (w głównej
mierze finansowe klapy) ponosiły filmy, które niegdyś odniosłyby wielki sukces. Taki los spotkał m.in. adaptację broadwayowskiego musicalu Richarda Rodgersa Dźwięki muzyki (1965)
w reżyserii Roberta Wise’a. Film otrzymał aż 5 Oscarów – za Najlepszą Reżyserię, Najlepszy Film, Muzykę, Dźwięk i Montaż w 1966 roku i wydawało się, że będzie największym
hitem wytwórni 20th Century Fox. Tymczasem przyniósł jej straty, gdyż mała ilość osób go obejrzała. Kina
świeciły pustkami. W latach 1969-1970, zainteresowanie kinem wśród amerykanów
drastycznie spadło. Dziennikarze uznali jednogłośnie, że winę za to ponosi telewizja. Pod koniec lat 50-tych każda rodzina posiadała w swoim domu odbiornik telewizyjny (własne małe kino domowe) i nikt nie widział potrzeby, żeby iść do kina i płacić za bilety. Posiadanie telewizora
sprawiły, że wytwórnie filmowe zaczęły tworzyć seriale i filmy
telewizyjne, ze względu na niski koszt produkcji.
Jednak
krytycy filmowi doszukali się innego, o wiele poważniejszego problemu. Pojawiło się nowe pokolenie miłośników kina,
których gust zmieniał w szybkim tempie. Szczególnie pod koniec lat 60-tych, w czasach dominacji Rewolucji Młodego Pokolenia 1968 – narodzin ruchów hipisowskich i pacyfistycznych, rozpowszechnienie się seksu,
narkotyków, rock and rolla, a także powstanie organizacji pozarządowych
działających na rzecz mniejszości etnicznych dyskryminowanych w Stanach Zjednoczonych.
To nowe pokolenie nie odnajdywało się w tym, co studia filmowe miały im do
zaoferowania. Widzowie szukali filmów, nawiązujących do sytuacji, jaka zawsze istniała w USA, ale często była przemilczana. Kolorowe musicale i epickie melodramaty stały się dla nich nudne i nie ukazujące rzeczywistości. Kino
amerykańskie potrzebowało zmian.
Studio Paramount Pictures, 1930.
Z
tego powodu większość największych wytwórni filmowych, jak wcześniej wspomniane
20th Century Fox, oraz Warner Bros czy Paramount Pictures, zostało sprzedanych
praktycznie za bezcen. Paramount zakupiła korporacja Gulf+Western w
1967 roku za niecałe 60.000 dolarów. Kryzys w branży spowodował, że produkcja filmowa
była minimalna i przeznaczano na nią bardzo skromne środki. Z tego powodu większość
ówczesnych reżyserów, scenarzystów i producentów przestała się angażować w tworzenie nowych filmów i
dziękowało za współpracę. Sytuacja była na tyle niekorzystna dla Paramount, że Charles Bludhorn, prezes Gulf+Western
zamierzał zamknąć wytwórnię. Lecz ustąpił na prośbę producenta i wiceprezesa
Paramount Pictures Roberta Evansa, który w kilkuminutowym filmie Appeal to Gulf+Western Board (1970), przedstawił radzie nadzorczej propozycję
naprawy sytuacji finansowej studia. Lekarstwem na ten stan miały się okazać dwie
nowe produkcje wytwórni, filmowe ekranizacje bestsellerowych powieści – Love Story (1970) Arthura Hillera i Ojciec Chrzestny. Evans zadbał o zgodę obydwu
autorów, Maria Puzo i Ericha Segala, którzy wespół z reżyserami rozpoczęli prace nad scenariuszami.
O
ile w przypadku Love Story nie było
problemów ze wsparciem finansowym, o tyle Ojciec Chrzestny musiał się zmierzyć z wieloma przeciwnościami losu. Przede wszystkim nikt z rady nadzorczej, razem z prezesem
Bludhornem, nie był zainteresowany ekranizacją powieści o Mafii.
Robert Evans, producent filmowy i wiceprezes Paramount Pictures, 1970. Bez jego wkładu Ojciec Chrzestny nigdy by nie powstał.
Robert
Evans w swojej autobiografii The
Kid Stays in the Picture z 2002 roku, tak wspomina tę sytuację: Wprost nie mieści się w
głowie, że można przekształcić 30-stronnicowy szkic w najlepszą powieść dekady,
a spece od dystrybucji nie są nią zainteresowani. – „Filmy o Mafii Sycylijskiej
nie są kasowe!” – tyle mieli mi do powiedzenia. Doskonałym przykładem był „The
Brotherhood” z 1968 roku. Kirk Douglas, gwiazdorska obsada, świetne recenzje…. nie
przyniósł zysków nawet w pierwszy weekend.
Tak
więc ze względu na nikłą wartość komercyjną kina gangsterskiego, który w latach
50-tych i 60-tych należał do gatunku kina klasy B, żaden ze zwierzchników Evansa nie chciał
wyłożyć pieniędzy. To, co również powodowało, że
filmy o Mafii były nieciekawe dla większości ówczesnych reżyserów to fakt, że
historie były wymyślone i nie opierały się na faktach (chociaż Ojciec Chrzestny również był fikcją
literacką i bohaterowie są zmyśleni, to jednak w dużej mierze opierał się na
prawdziwych zwyczajach i tradycjach Mafii Sycylijskiej). Problem stanowił również fakt, że większość
aktorów grających w tych filmach byli amerykanami pochodzenia żydowskiego lub
irlandzkiego, a nie włoskiego. Odbierało to autentyczność przekazu. Żaden z reżyserów nie był zainteresowany tym tematem.
Francis Ford Coppola (z lewej) i Robert Evans, 1972. Od samego początku panowie za sobą nie przepadali. Lecz ich niechęć zamieniła się w prawdziwą przyjaźń.
Evans:
Na domiar złego, jeden reżyser po drugim
odrzucał propozycję. Mam prawa do najlepszej książki na świecie, ale wytwórnia nie
chce jej sfilmować i nie mogę znaleźć pieprzonego reżysera! Richard Brooks,
Costa-Gavras, Elia Kazan, Arthur Penn, wszyscy odmówili. Większość reżyserów
odpowiadała tak: „Interesująca rzecz, nieco szmirowata, gloryfikuje Mafię.
Kiepski temat!”.
Należy
tutaj wspomnieć o jednej zasadniczej rzeczy. Niemal każdy film o Mafii, jaki zrealizowano przed Ojcem Chrzestnym, zawsze miał taki sam
schemat, jeśli chodzi o zakończenie: przestępcy są charyzmatycznymi, intrygującymi i czarującymi
postaciami, twardzielami o wielkiej sile. Jednak zawsze
kończą tak samo, czyli zostają aresztowani przez przedstawicieli wymiar sprawiedliwości,
lub giną od kul innych wrogich gangów. Na koniec filmu (w niektórych przypadkach na początku)
pojawiały się napisy, zrealizowane na wyraźną „prośbę” departamentu sprawiedliwości: Postacie przedstawione w tym filmie
są członkami najniebezpieczniejszych zorganizowanych grup przestępczych w kraju.
Ich działalność jest hańbą dla całego narodu amerykańskiego. Ten film ma być ostrzeżeniem dla każdego uczciwego obywatela Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej.
Wróg Publiczny, 1931. James Cagney w roli Thomasa Powersa, bezwzględnego gangstera, który nie cofnie się przed niczym. Jego postać miała pokazać widzom jak zły i niebezpieczny jest świat Mafii.
Można by rzec,
że przez tego typu przekazu, filmy gangsterskie nabierały wymiaru filmów
propagandowych, demonizujące wszystko i wszystkich, których rząd uważał za wrogów publicznych numer 1.
Nadzieja w młodym pokoleniu
Marlon Brando i Francis Ford Coppola na planie filmu Ojciec Chrzestny, 1972.
W
tym właśnie czasie, na biurku Roberta Evansa pojawiła się kartoteka Francisa Forda Coppoli. Młodego reżysera, który nie posiadał
bogatego CV. Zrealizował tylko 3 filmy, w dodatku były to skromne produkcje artystyczne,
w stylu europejskim. Jednak posiadał on jeden najważniejszy atut – był Włochem. Poza tym należał on do młodego pokolenia amerykańskich twórców filmowych Movie Brats, które miało na zawsze zmienić oblicze Hollywood. Evans natychmiast zaproponował młodemu absolwentowi szkoły filmowej Hosta
College nakręcenie filmu. Ten z początku odmówił.
George Lucas (z lewej) i Francis Ford Coppola, twórcy niezależnej wytwórni Filmowej American Zeotrope, 1970.
Wiele
lat później Coppola w wywiadzie dla „The New Jork Times” wypowiadał się
dlaczego nie chciał przyjąć propozycji Evansa:
Miałem nadzieję, że
będzie to film intelektualny, o władzy i sukcesji. Ale podczas rozmowy z Robertem Evansem, wiedziałem, że będzie to raczej pseudo
hollywoodzka historia w stylu Franka Sinatry.
Lecz
Coppola potrzebował pieniędzy, aby móc tworzyć swoje własne, osobiste i skromne
filmy. Razem z Georgem Lucasem i Stevenem Spielbergiem (dwoma przyjaciółmi ze studiów), stworzyli
małą wytwórnię filmową American Zoetrope z siedzibą w San Francisco, w celu
uniezależnienia się od wpływów wielkich korporacji.
Coppola
– W miarę jak zaczęła się pogarszać
sytuacja American Zoetrope, George zaczął mnie namawiać, bym pomyślał o naszym
przetrwaniu. Trzeba było szukać łodzi ratunkowej. A taką łodzią był „Ojciec
Chrzestny”. Zawsze mi powtarzał: „Weź tę robotę, zrób co ci każą, weź
pieniądze, a potem będziemy robili co nam się podoba. W sumie to zgodziłem się
z dwóch powodów: po pierwsze z powodu naszej sytuacji finansowej, a po drugie,
ze względu na to, że zainteresował mnie problem sukcesji. Opowieść o królu i
jego trzech synach.