Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ustawa nr 447. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ustawa nr 447. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 30 kwietnia 2019

Pruchnicki Judasz jak "Dziady" Dejmka

 

W ostatnim czasie w wielu mediach głośno jest o sprawie "sądu na Judaszem", który odbył się w Wielki Piątek w podkarpackiej miejscowości Pruchnik. Chodzi o zwyczaj, w którym kukła symbolizująca Judasza zostaje poddana sądowi i karze, w tym wypadku było to pobicie kijami, wieszanie, podpalenie i wrzucenie do rzeki. Brzmi makabrycznie... Tak czy inaczej, ten ludowy obyczaj występuje w wielu krajach w okresie przed wielkanocnym. 


Kukła Judasza z Pruchnika, część kilkusetletniej, polskiej tradycji 

Obyczaj ten sięga XVIII wieku. Łączy się bezpośrednio z pogańskim obyczajem topienia Marzanny, który w tej formie został niejako zaprzęgnięty do tradycji ludowo-chrześcijańskiej. W czasach współczesnych zachował się głównie na południu Polski. A jeśli chodzi o Podkarpacie to etnografowie uznają ten zwyczaj za szczególnie wyróżniający dla tamtego terenu. W wielu częściach Europy również nadal praktykuje się ten obrzęd. Jednakże w Pruchniku kultywowanie go okazało się dosyć problematyczne... Posypały się kary (nie tylko dla Judasza). Dlaczego? Jak możemy wyczytać w wielu mediach na wydarzenie negatywnie zareagowało izraelskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, Światowy Kongres Żydów, a także Konferencja Episkopatu Polski, która ogłosiła, że nie będzie tolerować objawów pogardy. Podkarpacka policja, oprócz stwierdzenia wykroczeń takich jak: blokada pasa ruchu czy naruszenia przepisów przeciwpożarowych, podobno zebrała materiały dotyczące nawoływania do nienawiści na tle narodowościowym... Od organizatorów sądu nad Judaszem odciął się także burmistrz Pruchnika. Jednakowoż zrobił to w dość osobliwy sposób, niejako potwierdzając moją teorię: "[...]W obecnych czasach, gdy próbuje się przypisać Polakom zbrodnie dokonane przez okupantów podczas II wojny światowej, podobne inscenizacje mogą zostać wykorzystane przez wrogów naszej Ojczyzny jako przykłady rzekomego antysemityzmu Polaków".
Co więc budzi największe kontrowersje? To, że Judasz był Żydem (ale również  pierwszym szmalcownikiem, który za pieniądze wydał swojego rodaka Jezusa na śmierć), więc znęcanie się nad jego kukłą może być (i właśnie tak się stało) przyczyną do zarzutów o (mityczny, wyssany z mlekiem matki polskiej faszystowskiej) antysemityzm. Co prawda, Żydzi (głównie Chasydzi) mają analogiczny zwyczaj (chociaż w obu przypadkach nie jest wielce popularny czy dominujący), a mianowicie podczas święta Purim, niekiedy poddaje się podobnym torturom kukłę Hamana - znienawidzonego przez Żydów perskiego wezyra. Ale jak to mówią "co wolno wojewodzie...". Jak już wspominałem, ten zwyczaj nie powstał w 2019 roku, spowodowany wybujałymi roszczeniami środowisk żydowskich (którym wcześniej uległa już Szwajcaria) i wspieraną je amerykańską ustawą nr 447, która ma wywrzeć na Polskę skuteczne naciski w sprawie spłacenia mienia bezdziedzicznego, które według prawa polskiego przechodzi na Skarb Państwa lub gminę, którego bezpotomny zmarły był obywatelem (polscy Żydzi byli obywatelami Polski). 
To, że akurat teraz przyczepiono się do tej (skądinąd dosyć niszowej) tradycji przypomina mi sytuację (której nie mogłem jeszcze widzieć na własne oczy, bo za młody jestem) z Marca 1968 roku, a ściślej mówiąc do punktu zapalnego tamtych wydarzeń. Wtedy też, a właściwie trochę wcześniej, bo 25 listopada 1967 roku miały premierę "Dziady" Adama Mickiewicza, w reżyserii Kazimierza Dejmka, będącego w tamtym czasie również dyrektorem Teatru Narodowego, w którym ów spektakl się odbył. Wywołał on wielki skandal, co stało się przyczyną zdjęcia przedstawienia, co z kolei spowodowało rozruchy społeczne, głównie wśród studentów. Spektakl miał uświetnić obchody 50. rocznicy rewolucji październikowej (może dlatego, że Mickiewicz miał sympatie rewolucyjne, ale  przypuszczam, że niekoniecznie wyobrażał sobie wersje bolszewicką). Nadmiernie żywa reakcja widzów na najbardziej patriotyczne fragmenty sztuki spowodowała, że władze Polski Ludowej uznały ją za "antyradziecką". A sam Władysław Gomułka nazwał spektakl "nożem w plecy przyjaźni polsko-radzieckiej"... A przecież Mickiewicz, podobnie jak komuniści walczył z caratem. Przecież, nawet w "Dziadach" zamieścił wiersz "Do przyjaciół Moskali", gdzie wspomina rosyjskich przyjaciół i niesprawiedliwości jakiej doznali od despotycznego cara. Podejrzewam, że słynny dramat, a właściwie cykl dramatów polskiego wieszcza narodowego był grany niejednokrotnie w polskich teatrach przed tą premierą (chociażby "Dziady" Jerzego Grotowskiego z 1961 roku w Teatrze "13 Rzędów" w Opolu) i nikt nie widział w nich nic zdrożnego dla socjalistycznego systemu. Podobnie z pruchnickim "sądem nad Judaszem" - podobno odbywał się kilka lat wcześniej i wtedy nie było słychać o żadnej antysemickiej aferze z Podkarpacia... No, ale wtedy nie było jeszcze ustawy nr 447, a i same roszczenia żydowskie były nieco mniej śmiałe i skromniejsze. Wygląda na to, że już niebawem będzie trzeba powołać specjalny organ administracji publicznej, który będzie zatwierdzał projekty Judasza a nawet Marzanny czy jakichkolwiek kukieł przeznaczonych do utylizacji. Ktoś przecież musi stwierdzić czy przypadkiem kukła nie ma jakichś niearyjskich cech albo czy się komuś z kimś albo z czymś za bardzo nie kojarzy. Witaj cenzuro...       












piątek, 15 lutego 2019

Medialny faszyzm

„W Polsce odradza się faszyzm”, „Neofaszyści z całej Europy jadą do Warszawy na 11 listopada”, „Marsze neofaszystów w Warszawie stały się już czymś prawie normalnym”, „60 tysięcy nazistów maszerowało dzisiaj w Warszawie”

       W ostatnim czasie, zwłaszcza w okolicach 11 listopada, jesteśmy bombardowani tego typu informacjami. Ich autorami są zazwyczaj tubylcze lub internacjonalne media, o zabarwieniu, jak to mówią niektórzy – „demoliberalnym”, lewicowym lub, jak to mówią jeszcze inni – „lewackim”. Politykom o tych samych barwach również zdarza się wykryć brunatne barwy lub „czarne koszule” u innych. Szafowanie „faszyzmem”, podobnie jak i „ruską agenturą” a niekiedy i mitycznym, narodowym, wyssanym z mlekiem matki tradycyjnym „polskim antysemityzmem” przychodzi wielu osobom, jak to mówi redaktor Michalkiewicz – w naszym nieszczęśliwym kraju – zbyt łatwo, przez co staje się powszechne i powszednie, a jak coś powszednieje, to wytraca swoją wartość. Przypomina mi się bajka Stanisława Jachowicza „Kłamstwo” o pastuszku, który wzywał innych na ratunek przed wilkiem dla żartu, a kiedy wilk naprawdę się pojawił, pasterze nauczeni doświadczeniem zignorowali wołanie chłopca. Więc takie oskarżenia również przestają robić wrażenie… No może nie na wszystkich. Medialna międzynarodówka wciąż pożywia się do syta demaskowaniem wszelakiej maści faszystów czy (neo)nazistów. Cóż, u nas też nie brakuje niestrudzonych łowców faszystów, którzy są tak wyszkoleni, że jeśli trzeba to wytropią nazistę pod każdym krzakiem. Z drugiej strony czy jest to aż takie trudne? Skoro w tym roku przez Warszawę przemaszerowało ich 100 tysięcy (to liczba podana przez organizatorów, bo niestrudzony belgijski eurodeputowany Guy Verhofstadt naliczył ich „tylko” 60 tysięcy). Okazuje się więc, że ich wykrycie nie jest problemem, tylko co dalej… Jeśli mamy łowców i zwierzynę, to chyba trzeba by zorganizować jakieś polowanie.
      Co ciekawe, apogeum neonazizmu w Polsce zbiegło się w czasie ze słynną aferą „Waffel SS”, czyli leśnymi urodzinami słynnego akwarelisty w wąsem, które jedna z mainstreamowych stacji o kapitale amerykańskim (dawniej mówiono, że niemieckim) wytropiła gdzieś w gąszczu nieopodal Wodzisławia Śląskiego. Urodziny odbyły się w kwietniu, natomiast ich emisja przypadła na koniec stycznia. To natomiast zbiegło się z międzynarodową aferą wywołaną polską nowelizacją ustawy o IPN, która miała na celu m.in. penalizację pomawiania narodu polskiego o kolaboracje z nazistami. Ale skoro po lasach biegają naziści, to jakie to pomawianie? Niedługo potem, wzmożyły się roszczenia środowisk żydowskich, które zostały wsparte przez amerykańską ustawę nr 447. Warto zwrócić uwagę na fragment „the restitution of heirless property to assist needy Holocaust survivors”. Najprawdopodobniej oznacza on, że „mienie bezspadkowe”, pozostawione przez obywateli polskich żydowskiego pochodzenia, ma zostać przekazane innym „ocalałym z Holokaustu”, czyli niespokrewnionym osobom, połączonych jedynie narodowością. Brzmi to dziwnie w kontekście prawa rzymskiego albo nawet polskiego kodeksu cywilnego, według którego mienie denata, w wypadku braku spadkobierców przypada gminie lub Skarbowi Państwa. Polski system prawny stoi przed nie lada wyzwaniem – realizować prawo czy ulec zewnętrznym naciskom? Ciekawe w tym kontekście jest również stopniowe ściąganie z Niemców odpowiedzialności za II Wojnę Światową. Sama nazwa „naziści” spopularyzowała się dopiero wiele lat po wojnie. W jej trakcie i trochę po niej mówiło się po prostu – „Niemcy”. Jeden z najciekawszych współczesnych brytyjskich reżyserów Christopher Nolan w swoim ostatnim filmie, wyświetlanym nie tak dawno na naszych ekranach, poszedł jeszcze dalej. W „Dunkierce”, bo o niej mowa, nie tylko, nie pada narodowość brunatnej strony światowego konfliktu, ale nie uświadczymy tam także żadnej nazwy, która sugerowałaby nam z kim walczą żołnierze alianccy. Toczą oni zatem zacięty bój z bliżej niezidentyfikowanym „nieprzyjacielem”, „wrogiem”, „przeciwnikiem”. Nie zarzucam jednak twórcom złych intencji, co więcej sądzę, że w tym wypadku ów zabieg miał na celu uniwersalizacje wojny – przedstawienie jej jako zła, które skrajnie dzieli ludzi. Jednak wyobraźmy sobie, że taka konwencja staje się dominująca albo przynajmniej popularna i że mamy z nią do czynienia w wielu filmach brytyjskich czy amerykańskich. Dodajmy do tego rozmywającą się wiedzę młodych pokoleń, dotyczącą II Wojny Światowej i relacje medialne z Polski… Nieocenioną robotę dla „oczyszczenia” państwa niemieckiego z nazistowskiego brudu wykonał nota bene niemiecki papież Benedykt XVI, stwierdzając, że „Niemcy były pierwszą ofiarą nazizmu”. A skoro to nie Niemcy dopuścili się tej hańby to kto? „Polska ma znów(!) problem z nazizmem”…
      Skupmy się jednak na samych pojęciach – faszyzm, nazizm, nacjonalizm są najczęściej używane jako synonimy. Czasem nawet sformułowanie „(polski) patriotyzm” nabiera charakteru pejoratywnego. Z powyższymi automatycznie wiązani są „narodowcy”. Pojęcie to jest dosyć szerokie, ale w domyśle chodzi o złowrogich młodzieńców o nienagannych wizerunkach należących do kilku patriotycznych (nacjonalistyczno-katolickich?) organizacji o przedwojennym rodowodzie. Wielu ludzi może taką synonimizację usprawiedliwiać niewiedzą. Jednakże zarzucanie jej czołowym politykom i dziennikarzom byłoby nie tylko niegrzeczne, ale i skrajnie naiwne. O wiele bardziej zasadne byłoby przypisanie im świadomej ignorancji czy po prostu manipulacji. Legenda głosi, że modę na nazywanie w ten sposób swoich przeciwników (politycznych) wprowadził Generalissimus pokoju i zwycięstwa albo - jak go określali Amerykanie – Wujaszek Joe, który podobno w 1943 roku wydał dyrektywę o treści: „Jeśli obstrukcjoniści staną się zbyt irytujący, nazwijcie ich faszystami, nazistami albo antysemitami. Skojarzenie to, wystarczająco często powtarzane stanie się faktem w opinii publicznej”… „ A słowo ciałem się stało i zamieszkało między nami”. Nawet w szeregach partii komunistycznych zdarzały się tego typu określenia względem jej nazbyt dokazujących członków. Na początku lat 50 nie tylko Prymas Tysiąclecia został umieszczony w miejscu odosobnienia. Jego los podzielił również, późniejszy I Sekretarz KC PZPR Towarzysz Wiesław, którego oskarżono o „odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne”. Czym jest więc ten demoniczny „nacjonalizm”? Jest to pogląd, który zakłada, że naród jest wartością nadrzędną. Brzmi złowrogo? Przybiera on jednak czasem skrajną wersję – szowinizmu. Jego cel jest taki sam, jednakże metodą dojścia do niego jest przemoc wobec innych narodów i mniejszości narodowych. Szowinizm był cechą składową nazizmu, a faszyzm, co prawda, niewolny od wielu uprzedzeń narodowościowych, do czasu sojuszu Włoch z Niemcami w 1938 roku był pod tym względem o wiele mniej skrajny. W szeregach partii włoskich faszystów byli obecni nawet działacze pochodzenia żydowskiego.
      Warto też zwrócić uwagę na umowny podział na lewicę i prawicę. Jest to problem równie ciekawy co szeroki. Tym razem jednak należy osadzić w jego ramach faszyzm i nazizm, nacjonalizm, a dla porównania także komunizm, w potocznym rozumieniu będący na drugim biegunie wobec powyższych, postrzeganych jako odmiany (skrajnej) prawicy. Faszyzm jest bez wątpienia wynalazkiem włoskim. Wiąże się nierozerwalnie z wodzem (duce), którym był Benito Mussolinim. Ideą przewodnią tego nurtu było stworzenie czegoś na kształt Cesarstwa Rzymskiego. Używany w faszystowskich Włoszech „rzymski salut” miał właśnie nawiązywać do rzekomych pozdrowień z dawnego imperium. Taka forma pozdrowienia się została też zaadaptowana do (niemieckiego) narodowego socjalizmu, którego wodzem (führerem) był Adolf Hitler. Najbardziej charakterystyczny dla faszyzmu jest kult państwa – jego wszechobecność i wszechwładza. Natomiast nazizm opierał się przede wszystkim na skrajnym rasizmie i antysemityzmie (oczywiście w dawnym rozumieniu tego słowa). Co ciekawe, nazizm podobnie jak komunizm, oparty był na ruchu robotniczym, z tą różnicą, że w komunizmie proletariusze wszystkich krajów mieli się połączyć i zniszczyć dom niewoli kosztem morza burżuazyjnej krwi. Narodowy socjalizm natomiast, w przeciwieństwie do międzynarodowego, wynosił na piedestał tylko niemieckich robotników – w szczególności należących do partii. A droga do celu usłana była trupami przedstawicieli innych, gorszych nacji. A wracając do faszyzmu, tego oryginalnego – włoskiego, podobno Mussolini, zanim stał się duce też działał w ruchu socjalistyczno-robotniczym (międzynarodowym).
      Na naszym polskim gruncie, jak wspominałem wcześniej, najczęściej adresatami określeń typu „faszyści” i „naziści” jest szeroko rozumiany Ruch Narodowy, nie tylko obecny, ale także przedwojenny. Czy słusznie? Na pewno bylibyśmy w stanie znaleźć jakieś cechy wspólne międzywojennego ONR-u z ówczesnymi rządzącymi we Włoszech. Na pewno była to partia skrajna, której kult siły nie był obcy. Pewne rozwiązania gospodarcze, które głosiła część narodowców, również była w jakimś stopniu zbieżna z rozwiązaniami włoskimi. Jednakże, jeśli założymy (co zrobiłem nieco wyżej), że faszyzm opierał się przede wszystkim na wszechmocy państwa, wtedy wiele cech przypisywanych oskarżanym można przypisać oskarżającym, czyli przedwojennej sanacji. Konstytucja kwietniowa z 1935 roku mówi chociażby o „najlepszych synach” ojczyzny, którzy wskrzesili państwo polskie, a nie o wysiłku całego narodu. Mamy więc jawny podział na co najmniej dwie kategorie „synów ojczyzny”. Istnieje też zapis, że „w ramach Państwa i w oparciu o nie kształtuje się życie społeczeństwa”. Brzmi to trochę tak, jakby poza państwem nie było, a może raczej – nie powinno, nie mogło być - życia społecznego. Poza tym, kilka wręcz klasycznych cech faszyzmu idealnie pokrywa się z cechami państwa sanacyjnego. Mam tu na myśli: autorytaryzm (naczelnik państwa), walka z odmiennymi ideologiami czy poglądami (pobicia dziennikarzy sceptycznych względem rządu, „obóz odosobnienia” dla przeciwników politycznych w Berezie Kartuskiej), szeroką kontrolę rządzących nad wieloma aspektami życia społecznego i gospodarczego, a także, co wynika z tego ostatniego etatyzacja i nacjonalizacja gospodarki (obsadzenie większości znaczących stanowisk legionistami, przejmowanie na szeroką skalę przedsiębiorstw prywatnych przez państwo).
      Pewne obelgi, pojęcia i hasła powinny być używane z rozwagą i z pełną świadomością ich znaczenia. Nie tylko z powodu szkód jakie czynią w umysłach społeczeństwa, ale nawet dla bezpieczeństwa tych, którzy nimi szafują, gdyż jak głosi stare dziecięce porzekadło – „Kto się przezywa sam się tak nazywa”. A dla dorosłych kilku znanych klasyków, którzy wypowiedzieli swoje opinie na temat faszyzmu. Najbardziej znany, choć niecieszący się u nas zbyt dobrą sławą, brytyjski premier Winston Churchill powiedział kiedyś: „W przyszłości faszyści zostaną nazwani antyfaszystami”, natomiast przebojowa włoska dziennikarka, która przeprowadziła legendarny wywiad z naszym słynnym noblistą z Gdańska, Oriana Fallaci stwierdziła: „Są dwa rodzaje faszystów – faszyści i antyfaszyści”.
PS: Widziałem kiedyś takiego mema – wizerunek Adolfa Hitlera i podpisy: „Nie wierzył w Boga, nie jadł mięsa, żył z kobietą bez ślubu, był zwolennikiem aborcji i eutanazji, był socjalistą” i końcowy wniosek: „Hitler był lewakiem”.

MeToo# - Sprawiedliwości stało się za dość?

Echa międzynarodowej akcji #MeeToo, nadal nie gasną. Wcześniej był przypadek przestępstw seksualnych, o jakie zostali oskarżeni Harvey Weins...