poniedziałek, 28 października 2019

Legiony – Ale to już było…. I niech nie wraca więcej


Żyjemy w czasach, kiedy trudno jest stworzyć coś oryginalnego, odświeżającego, niepowielającego starych schematów. Szczególnie jeśli mówimy o polskim kinie historycznym, w którym epickie sceny bitewne i poruszające miłosne interakcje bohaterów, idą ze sobą w parze. Niestety, w przypadku filmu Legiony mamy do czynienia z kolejną kopią wcześniej powstałych tego typu produkcji. W dodatku nieudaną. 

Wiktoria Wolańska i Bartosz Gelner w filmie Legiony, 2019. 

Kiedy myślę o polskim kinie historycznym, przed oczami ukazuje mi się twórczość Jerzego Hoffmana. Można powiedzieć, że reżyser niemal zjadł zęby na ekranizacjach powieści Henryka Sienkiewicza, realizując takie produkcje jak Pan Wołodyjowski (1969), Potop (1974) oraz Ogniem i Mieczem (1999). Udało mu się stworzyć filmową trylogię, która zawierała w sobie wątki miłosne między głównymi bohaterami, interesującą fabułę i niezwykle charyzmatyczne postacie pierwszo i drugoplanowe, np. kreacje aktorskie Krzysztofa Kowalewskiego, występującego w roli Onufrego Zagłoby w Ogniem i Mieczem, lub Tadeusza Łomnickiego, jako pułkownika Michała Wołodyjowskiego w Panu Wołodyjowskim. Tą samą drogą chciał podążyć Dariusz Gajewski, reżyser najnowszego filmu wojennego, Legiony. Romans jest, bohaterowie są, fabuła jest, z jedną tylko różnicą. Wszystkie one, w porównaniu z Potopem lub Ogniem i Mieczem, wypadają blado. 

Na stronie internetowej Filmweb, poświęconej tematyce kina, możemy znaleźć fragment opisu filmu: „Legiony” to uniwersalna opowieść o przyjaźni, marzeniach, gorącym uczuciu i dorastaniu w trudnych czasach. Wielka historia w filmie jest tłem dla rozgrywającej się na pierwszym planie love story, w którą uwikłani są: Józek  (Sebastian Fabijański) – dezerter z carskiego wojska, agentka wywiadu I Brygady – Ola (Wiktoria Wolańska) z Ligi Kobiet Pogotowia Wojennego oraz Tadek (Bartosz Gelner), narzeczony Oli, ułan i członek Drużyn Strzeleckich. Ich spotkanie rozpocznie burzliwy romans, który wystawi relacje bohaterów na wielką próbę. 


Tyle tytułem wstępu. Po przeczytaniu opisu, pierwsze skojarzenie, jakie przyszło mi do głowy, dotyczyło jednej produkcji – Pearl Harbor, amerykański film wojenny, w reżyserii Michaela Baya. Co prawda obydwie produkcje dzieli znaczny odstęp czasowy, Pearl Harbor nakręcono w 2001 roku, a Legiony w latach 2017-2019, jednak mają one ze sobą wiele wspólnego. Po pierwsze,  oś fabuły obydwu dzieje się w czasach trwania dwóch największych wojen w historii ludzkości (I i II Wojna Światowa). Po drugie, w obydwu przypadkach mamy do czynienia z wyjątkowo nieciekawym i długo ciągnącym się wątkiem miłosnego trójkąta między głównymi bohaterami. Sprawia on, że widz dostaje białej gorączki i modli się, aby jak najszybciej przejść do scen walki. Mówiąc krótko, jest po prostu nudny. 

Sebastian Fabjański w roli Józka w filmie Dariusza Gajewskiego Legiony. 

Jeśli chodzi o obsadę aktorską, twórcom filmu udało się zgromadzić całkiem spore grono znanych nazwisk. Poza Sebastianem Fabijańskim i Bartoszem Gelnerem, pojawiają się: Mirosław Baka, Jan Frycz, Grzegorz Małecki, Borys Szyc i Antoni Pawlicki. Niestety, prawie każda z granych przez nich postaci jest pozbawiona jakichkolwiek cech osobowości. Wyjątkiem jest rola Sebastiana Fabijańskiego, człowieka z nikąd, dezertera z carskiej armii, który zbiegiem okoliczności trafia do oddziałów legionów polskich.  Dobrze również wypadł Mirosław Baka w roli Stanisława Kaszubskiego ps. „Król”, honorowego oficera 1 pułku piechoty Legionów Polskich. Jego postać jest idealną przeciwwagą dla Grzegorza Małeckiego, który wcielił się w polskiego oficera, służącego w carskiej armii Złotnickiego. Najgorzej wypada tutaj Wiktoria Wolańska, jako Aleksandra Tubilewicz, agentka wywiadu polskiego. Nie potrafi ona podjąć żadnej decyzji, grając typową „damę w opałach”, mimo paru scen, w których pokazuje nam, że umie używać broni. Trudno jest się z nią w jakikolwiek sposób utożsamić. Wypada ona najgorzej z całej obsady, co w przypadku młodej, debiutującej aktorki, jest bardzo przykre. Miejmy nadzieję, że jej kariera aktorska rozwinie się w przyszłości. Winę za to ponosi wyjątkowo zły scenariusz. 


Oficjalny zwiastun Legionów, 2019

Wydaje się, że jedynym plusem są sceny batalistyczne. Efekty specjalne robią wrażenie i wywołują u widza pozytywne odczucia. Z każdą nową produkcją tego typu widoczny jest wielki postęp rozwoju technologicznego w naszym kraju. Nie da się ukryć, że znaczna część budżetu, który wynosił ponad 27 milionów złotych, została przeznaczona właśnie na ten cel. Trzymające w napięciu sceny walk, nakręcone z niemal epickim rozmachem, próbują nam zrekompensować mdłą fabułę. Lecz nawet one nie mogą uratować tak fatalnie napisanej historii. Polscy twórcy nadal nie potrafią zrozumieć tego, że wpychanie na siłę do scenariusza banalnych romansów nigdy nie wychodzi polskim produkcjom filmowym na dobre. 

Legiony powstały w celu uczczenia setnej rocznicy odzyskania niepodległości. Mimo, iż twórcy mieli dobre intencje, to jednak ich dzieło sprawia wrażenie, jakby zostały stworzone na siłę, w celu ponownego rozpropagowania trendu na kręcenie filmów historycznych, jak bywało to kilkanaście lat wcześniej. Film jest wyjątkowo nieudaną kopią Trylogii Jerzego Hoffmana i amerykańskiej superprodukcji Pearl Harbor. Jest to kolejny miłosny pastisz, na jaki nie wybrałbym się nawet z wycieczką szkolną. Oby ten trend nie zagościł w naszym kinie na stałe.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

MeToo# - Sprawiedliwości stało się za dość?

Echa międzynarodowej akcji #MeeToo, nadal nie gasną. Wcześniej był przypadek przestępstw seksualnych, o jakie zostali oskarżeni Harvey Weins...