Jako wielki fan świata Mrocznego Rycerza nie mogłem sobie odmówić zobaczenia na ekranie historii jego najsłynniejszego przeciwnika, jednakże to, co zobaczyłem było diametralnie inne od tego, co mogłem widzieć do tej pory… Czy inne znaczy gorsze? Absolutnie nie!
Postać Jokera pojawiła się w komiksach wydawnictwa DC Comics już w 1940 roku. Mroczny Rycerz zadebiutował na kartach komiksu w 1939 roku. Superbohater nie czekał więc zbyt długo na największego superzłoczyńcę w Gotham City. Psychopatyczny morderca-klaun jest czołowym antagonistą Batmana w tym mrocznym świecie niemal od samego początku.
Już z pierwszych kadrów najnowszego filmu Todda Phillipsa uderza nas depresyjny, beznadziejny i nihilistyczny obraz świata przedstawionego. O wszechobecnym brudzie fizycznym i moralnym co jakiś czas informuje nas radio i telewizja, co ma znamiona pewnego rodzaju refrenu powtarza: śmieci, szczury, bezrobocie i co rusz nowo powstające slumsy, nawet w lepszych dzielnicach.
W filmie brakuje chociażby minimalnej dawki komiksowości, nie znajdziemy w nim choćby najdrobniejszych śladów jakichkolwiek schematów znanych z filmów opartych na komiksach.
Bohaterem, a raczej doskonałym antybohaterem jest z pozoru zwykły człowiek z problemami, które go przerastają. Przynajmniej na tej płaszczyźnie nietrudno się z nim utożsamić. Arthur Fleck, bo o nim mowa, z powodu cięcia kosztów w podupadającym Gotham nie może zostać na oddziale Arkham Asylum i musi radzić sobie sam, próbując swoich sił jako komik i klaun, co zresztą niezbyt mu wychodzi. Podobnie jak w innych dziedzinach życia. Fleck żyje w biedzie razem z chorą matką. Chodzi co prawda do terapeutki, ale tak naprawdę nawet ona go nie słucha. Przyjmuje też sporo medykamentów, które mają mu umożliwić normalne funkcjonowanie. Jednakże nie dość, że dają one jedynie złudzenie i mglistą nadzieje na poprawę, to nawet tego z czasem zostaje pozbawiony. Jest więc chorym człowiekiem pozostawionym bez odpowiedniej pomocy. Właściwie życie dostarcza mu jedynie bólu i cierpienia. Z żadnej strony nie może liczyć na pomocną dłoń.
Słynny śmiech Jokera został w filmie sprowadzony do schorzenia natury neurologicznej, dlatego często występuje w niezbyt pozytywnych, smutnych dla bohatera sytuacjach.
Niemal od samego początku granica między rzeczywistością a imaginacją zostaje mocno zatarta. Widać to nie tylko w wydarzeniach, ale także, a może nawet przede wszystkim w relacjach międzyludzkich. Są dla Arthura bardzo trudne.. Wyraźny rozdźwięk między tym co wydarzyło się naprawdę a co jest jedynie wykreowane przez umysł naszego bohatera możemy zaobserwować w relacji Flecka z sąsiadką, która ukazana jest w dwójnasób - co daje nam chyba najbardziej wyrazisty obraz podwójnej rzeczywistości i ogromnej różnicy między nimi. W tym jednym wypadku możemy być jednak niemal w stu procentach pewni prawdy.
Myślę, że warto w tym miejscu zrobić zestawienie i bardzo krótką charakterystykę wszystkich filmowych Jokerów. Weźmy pod uwagę Jokera z serialu Batman (1966-1968) – Cesar Romero, pełnometrażowe filmy Batman (1989) – Jack Nicholson, Mroczny rycerz (2008) – Heath Ledger, Legion samobójców (2016) – Jared Leto i Joker (2019) - Joaquin Phoenix. Romero – klaun, Nicholson – retro gangster, Ledger – terrorysta, chcący przekonać wszystkich, że są tacy jak on, Leto – komiksowy gangster, Phoenix – samotny, chory, niespełniony komik, smutny klaun.
O ile Jokera Nicholsona tworzy rykoszet pocisku i kadź z chemikaliami, to Jokera Phoeniksa tworzy społeczeństwo (poczynając od matki), jego rozkład i rozwarstwienie (co jego późniejszym czynom nadaje znamion iście rewolucyjnych, inna sprawa, że nie możemy określić do jakiego stopnia dzieje się to naprawdę).
Joker jest więc ofiarą systemu i wyrzutkiem społeczeństwa, którego w stronę szaleństwa i zbrodni spycha jego nieukojony ból, niezrozumienie i odrzucenie. Możemy śmiało przypuszczać, że jego upadku można było uniknąć.
Wieloznaczącym tłem do problemów Arthura Flecka, a może nawet pewnym szerszym odbiciem są problemy miasta Gotham. Jego upadek i degrengolada. „Wydaję mi się, czy ludzie w tym mieście zaczynają wariować”? – pyta w pewnym momencie Arthur swojej terapeutki. Miasto upada tak jak jego mieszkańcy, przy bierności możnych, którzy mogliby je jakoś uratować i pomóc potrzebującym, których przybywa coraz więcej na skutek cięć w budżecie.
To tło sprawia wrażenie, że właściwie wszyscy bogacze są źli i to oni są najbardziej winni wszechobecnemu rozkładowi. Można powiedzieć, że mamy ukazaną jak najbardziej subiektywną perspektywę – punkt widzenia Arthura. Poziom rozwarstwienia i wzajemnej nienawiści pomiędzy klasami społecznymi sprawia ważnienie, że dla Gotham zbliża się czas rewolucji bolszewickiej. Arthur, w pewnym sensie staje się symbolem rewolucji i szaleństwa Gotham, jako jeden z najbardziej wyklętych synów miasta.
Jego największym antagonistą wydaje się być jeden z najbogatszych ludzi Gotham - Thomas Wayne, znany z komiksów jako ojciec Batmana, którego śmierć pchnęła syna do przeciwstawienia się wszelkiemu złu i pladze przestępczości. Tutaj Wayne przedstawiony jest jako człowiek cyniczny i pozbawiony empatii. Oprócz bycia biznesmenem zajmuje się też polityką. Startuje w wyborach na burmistrza Gotham City. Niejednokrotnie okazuje swoją arogancje wobec przeciętnych, niezadowolonych mieszkańców, mówiąc publicznie: „Gotham zeszło na psy” „Jesteście śmieszni”.
Działania Arthura są w pewnym sensie działaniem obronnym, zwłaszcza na samym początku jego zbrodniczego upadku, możemy nawet powiedzieć, że dosłownie, wymierzonym przeciw niesprawiedliwości otaczającego go świata.
Miasto Gotham nie jest zbyt dopracowane w warstwie architektoniczno-wizualnej, nie uświadczymy tu specjalistycznych, skomplikowanych dekoracji ani scenograficznej ekwilibrystyki jak w gotyckim Gotham City z całym pietyzmem makiet z filmu Tima Burtona, jednak jego budowa jest ponad wizualna, ma ono swoją ciemną złowieszczą osobowość z niepokojami społecznymi i ogromem problemów wylewających się z ulic i mediów.
Fleck spotyka się także z synem Thomasa Wayne’a – Brucem, znanym z wielu komiksów i filmów jako późniejszy Batman, jednak w tym układzie trudno byłoby o następujący później słynny antagonizm z powodu ogromnej różnicy wieku (ponad 30 lat!) jaka ich dzieli.
W mojej opinii film opowiada o chorobie społeczeństwa, degrengoladzie, o tym co się stanie kiedy nie pomoże się człowiekowi w palącej potrzebie, kiedy zostawi się go samemu sobie, bez pomocy, i o tym jak pewnych sprzyjających warunkach można łatwo zwariować.
Arthur przechodzi ogromną przemianę od pierwszej do ostatniej minuty filmu. W finale nawet jego wygląd zewnętrzny jest tak bardzo odległy od tego co widzieliśmy przez większość filmu. Pod makijażem ciężko dostrzec już Arthura. Teraz to już jest Joker.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz