20 grudnia bieżącego roku nastąpi coś na co fani fantastyki, prozy Andrzeja Sapkowskiego, trylogii gier CD Projekt Red czy po prostu miłośnicy Geralta z Rivii, czekali od wielu lat. Na przeciw ich nadziejom, marzeniom i oczekiwaniom wyszła najprawdopodobniej największa i najpopularniejsza serialowo-filmowa platforma (obywatelska) - Netflix.
Kilka dni o świętami Bożego Narodzenia dostaniemy coś wielkiego, o skali tej wielkości mogą świadczyć nie tylko zwiastuny, wywiady, dyskusje, ale także wielość reklam - bilbordów i plakatów (których jest kilka rodzajów, każda z głównych postaci ma swój plakat). Muszę przyznać, że "w naszym nieszczęśliwym kraju", a zwłaszcza w jego stolicy moc marketingu jest ogromna. Nie przypominam sobie, żeby żadna z wcześniejszych produkcji Netfliksa była aż tak pompowana (brzmi pejoratywnie, ale tak nie jest). Zastanawia mnie w jakim stopniu zależy to od pierwiastka nacjonalistycznego, a mianowicie, że amerykański serial za duże pieniądze jest oparty na książkach Polaka, który jako jeden z nielicznych zyskał (zasłużoną) sławę na całym świecie.
Przy okazji promowania serialu nie obyło się też bez kontrowersji politycznych. Mówiąc ściślej jednej takiej polityczno-tragikomicznej kontrowersji, ale za to jakiej - z udziałem polskiej ambasady w Waszyngtonie. Jakiś czas temu na stronie internetowej placówki ukazała się notka zachęcająca do oglądania serialu Netfliksa, będącego... ekranizacją kultowej polskiej gry komputerowej! Dobre chęci, wiadomo, ale czasem chyba jednak rzeczywiście milczenie jest złotem... Oczyma wyobraźni widzę minę szanownego mistrza Sapkowskiego, który i tak jest bardzo wyczulony na mieszanie jego twórczości z grami komputerowymi inspirowanymi jego twórczością (nie odwrotnie!).
W sumie chyba najwięcej kontrowersji wokół serialu dotyczy(/ło) obsady, poczynając od głównego aktora a kończąc na driadach. Rola tytułowa przypadła Henry'emu Cavillowi, znanemu najbardziej z niedawnej roli Supermana. No właśnie, już tutaj zaczyna się pierwszy "plus ujemny" - "za bardzo kojarzy się z Supermanem!".
Drugą sprawą, wynikającą w pewnym sensie z pierwszej jest to, że Cavill jest zbyt napakowany, przez co bardziej pasował by do roli Conana niż wiedźmina. Niektórzy narzekali też, że aktor jest za "mało słowiański", albo że korzysta z peruki zamiast zapuścić własne włosy. Ale nie widzę potrzeby do pochylania się nad tym.
Dostało się też aktorce kreującej rolę Yennefer z Vengerbergu (Anya Chalotra) - że za mało kobieca, niezbyt ponętna, za młoda - zbyt dziewczynkowata... Oczywiście najprawdopodobniej na takie spojrzenie najbardziej miała wpływ gra Wiedźmin 3: Dziki Gon i genialna wizualnie (i nie tylko) postać. Cóż sam podzielałem część z powyższych obaw dotyczące obojga aktorów, jednakże ostatni zwiastun skutecznie mi je rozwiał. Myślę, że nie tylko mi.
Innymi kontrowersjami dla wielu była, a może jest aktorka grająca Triss Merigold - Anna Shaffer. Na jednej z fanowskich stron na fb ktoś porównał ją do stereotypowej Cyganki, podpisując jej zdjęcie - "piękny pan powróżyć". Wielu fanów też śmiało się z decyzji, aby driady z Brokilonu były grane przez same czarnoskóre aktorki. Jacyś dowcipnisie ochrzcili je "draidami z Brooklynu".
Wiadomo, terror poprawności politycznej zbiera krwawe żniwo, Netflix, delikatnie mówiąc, też nie jest od tego wolny. Jednakże jak słusznie zauważył zaprzyjaźniony doktor od fantastyki, jest to świetny sposób na ukazanie dyskursu postkolonialnego. Tak czy inaczej nie jest to przegięciem, chociaż takowe łatwo jest mi sobie wyobrazić. Mogłoby być przecież tak, żeby jedynym białym elementem były włosy Geralta a jedyną heteroseksualną postacią byłaby Płotka. Sądzę jednak, że o ile takie coś mogłoby przejść, to z wielu stron posypały by się gromy na głowy twórców. A jeszcze gorzej by mogło być gdyby nieludzi grali sami przedstawiciele mniejszości narodowych. Taka nadgorliwość mogłaby być potraktowana gorzej od faszyzmu. Wtedy wiele międzynarodowych organizacji antyrasistowskich czy anty-antysemickich zgotowało by Netfliksowi, po mimo jak najlepszych chęci ruski miesiąc.
Nie ma jednak potrzeby rozpuszczać aż tak wodzy fantazji, bo i rzeczywistość zapowiada się wystarczająco ciekawie. Z pewnych doniesień medialnych możemy wywnioskować, że panu Andrzejowi projekt Netfliksa chyba się podoba, gdyż w jednym z licznych artykułów, dotyczących prac nad serialem podana była informacja, że obecny na planie pisarz miał popłakać się ze wzruszenia. Gdzie indziej jednak nasz ulubiony autor miał powiedzieć: "Los moich postaci i pieniądze mnie nie obchodzą"... Tak czy inaczej już niebawem spełni się coś na co większość z nas wyczekiwała od kilku lat. Mam nadzieję, że się nie zawiedziemy. Czego sobie i Wam, kochani życzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz