Już od dłuższego czasu przewija się przez nasz
nieszczęśliwy kraj (jak to mówi red. S. Michalkiewicz) widmo nielegalnych
przewozów. Na tylnych szybach wielu taksówek możemy dostrzec nalepki o treści: Stop
nielegalnym przewozom. W telewizji możemy także usłyszeć o dzielnych
taksówkarzach, którzy zatrzymali kilku złowrogich ubermenschów i
zadenuncjowali ich na policję. O co chodzi?
Moją
uwagę na tę sprawę zwróciła miłościwie nam panująca pani ambasador USA - Georgette
Mosbacher, która zakazała nakładania na amerykańską firmę Uber naszych
zamordystycznych obostrzeń. Rząd, przynajmniej na początku posłuchał się naszej amerykańskiej pani.
Podobnie jak w przypadku kilku innych ostentacyjnych i mało eleganckich wtrąceń
pani ambasador w nasze krajowe sprawy. Mam na myśli nakaz nałożony na
Ministerstwo Zdrowia - wpisania na listę refundacyjną pewnego leku
produkowanego przez amerykańską firmę farmaceutyczną (Genentech) i zakaz
skierowany do prokuratury ws. śledztwa dotyczącego udziału stacji TVN
(aktualnie podlegającej Discovery) w organizacji urodzin Hitlera – czyli słynnej
już afery Waffel SS, wyemitowaną przez powyższą telewizję. Ale nie o tym.
Taki
obrót sprawy wywołał u mnie niemal automatyczny sprzeciw. Jednakże po okresie
refleksji dostrzegłem paradoksalną korzyść wynikającą z tej jednej z wielu
nieograniczonych zainteresowań pani ambasador. Można patrzeć na sytuację Ubera z
co najmniej dwóch płaszczyzn. Jedna strona to punkt widzenia wolnościowy a
drugi to punkt widzenia taksówkarski, państwowy i narodowy (które wydają mi się
w tym jedynym przypadku niemal tożsame). Zacznijmy od drugiego punktu widzenia.
Według niego – Uber, mówiąc w uproszczeniu – zabija taksówki, odbiera chleb
taksówkarzom. Uber jest tańszy, aplikacja mobilna, na której się opiera jest
dosyć łatwa, zarówno dla wożonych, jak i wożących. Potencjalny klient wie z
góry ile zapłaci, jaki jest przybliżony czas podróży, a także kto i jakim
samochodem podjedzie do niego, w jakim przybliżonym czasie to nastąpi i gdzie
ów kierowca jest w danym momencie. Słyszałem jakiś czas temu wypowiedź szefa
związku zawodowego taksówkarzy, który skarżył się, że taksówkarze muszą
przechodzić badania okresowe, posiadać odpowiednią licencję itd. Kierowcą Ubera
natomiast można zostać rejestrując się w aplikacji, no i oczywiście posiadając
samochód i prawo jazdy. Czy pan związkowiec żąda poluzowania kagańca
taksówkarzom? Nie! Chce, żeby wszelkie obostrzenia nałożyć na wrogiego Ubera… Państwowiec
natomiast, może powiedzieć, że mniejsze opodatkowanie stanowi mniejszy zysk dla
skarbu państwa. Z punktu widzenia narodowego (oczywiście w znacznym uproszczeniu)
– zazwyczaj ubermenschami są obcokrajowcy (często Arabowie bądź Ukraińcy),
którzy potencjalnie zabierają pracę Polakom, nie mówią po polsku, nie znają
miasta etc. Czy to naprawdę wielki problem? Niekoniecznie. Nie zawsze chcemy
gadać z kierowcą a znajomość miasta często godnie zastępuje GPS i jego
pochodne.
Dosięgamy
w tym miejscu jeszcze jednej kwestii. A mianowicie – prawo pracownika
[człowieka (w) pracy] a prawo konsumenta. Niewątpliwie na działalności Ubera
tracą taksówkarze. Mają mniej klientów, a co za tym idzie - mniejsze zyski. Z punktu
widzenia pracownika-taksówkarza jest to jednoznacznie negatywne. Jednakże
zastanówmy się o co chodzi w przewozach? Co jest głównym celem przewozów? To,
żeby taksówkarz był jak najszczęśliwszy czy o to, żeby konsument (w tym wypadku
najczęściej obywatel-Polak) dojechał jak najszybciej i jak najtaniej z punktu A
do punktu B? Wydaję mi się, że to drugie jest priorytetem, więc komfort
przewoźnika, jego znajomość języka polskiego, narodowość czy cokolwiek innego
są kwestiami co najwyżej drugorzędnymi, albo w ogóle nieistotnymi.
Co
do taksówkarzy, myślę, że nie powinni walczyć z postępem, tylko dostosować się
do wymogów współczesności. Może powinno się walczyć o prawną liberalizację
przewozów taksówkarskich i pomyśleć o większej mobilności, automatyzacji,
aplikacjach itd. Jeżeli jednak Uber całkowicie wyprze taksówki to może
taksówkarze będą musieli przerzucić się na bycie ubermenschami… A może czas
pomyśleć o czymś konkurencyjnym dla Ubera – jego metodami, ale rdzennie
polskim? Zakładając, że mamy wolny rynek polscy taksówkarze mogliby mieć jakieś
szanse… Ale czy bez wsparcia pani ambasador jest to możliwe w tych warunkach?
Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie tylko teoretyzując. Dopóki
ktoś nie spróbuje tego dokonać zostaje nam tylko narzekanie i zawistne ujadanie
na Ubera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz